Sześciokilometrowy bieg o dystansie ponad ośmiu, czyli relacja z Krwawych Walentynek 2

Wydarzenia łączące przyjemne z pożytecznym to doskonały pretekst do wyjścia z domu. Tegoroczne święto zakochanych zaowocowało szóstą już edycją Biegu Zombie, w której uczestnicy mają za zadanie przebiegnięcie danego dystansu omijając napotkane po drodze zombie. Tegoroczna edycja była pierwszą, w jakiej miałem okazję brać udział i muszę przyznać, że bawiłem się doskonale.

Sama impreza odbyła się 16.02 a miała ona miejsce przy ul. Chlubnej 1A. Co ciekawe w tym samym miejscu odbyła się także pierwsza edycja wydarzenia niemal trzy lata temu. Trasa tegorocznego biegu była jedną z dłuższych i wynosiła 6 km. Zanim przejdę do oceny i opisu wydarzenia, najpierw chciałbym przytoczyć krótką historię tego, jak wyglądało moje uczestnictwo w imprezie.

Przy zapisach na wydarzenie można było wybrać serię, w której chce się startować. Z racji dużego zainteresowania i szybkiego zapełniania się dostępnych możliwości, pozostała mi jedynie ostatnia o godzinie 13:40. Wszystko sobie zaplanowałem tak, by mieć sporo czasu na dotarcie i przygotowanie się już na miejscu. Niestety wszystko poszło nie tak. Przystanek, który sprawdzałem okazał się oddalony od imprezy o przeszło 2,5 km. Co więcej dotarłem tam znacznie później niż przypuszczałem. Ostatecznie wyszło tak, że o godzinie 13:23 miałem do przejścia dzielący mnie dystans do imprezy, a wiadomo – jeszcze zapisy, odebranie numerka, przebranie się itd. Nie myśląc wiele zacząłem biec modląc się o to by zdążyć i wiecie co? Do biura dotarłem ok. 2 min przed startem i dzięki ogromnej pomocy pań z biura zawodów (które serdecznie pozdrawiam!) udało mi się wyrobić i na starcie stanąłem ok. 30 sek przed rozpoczęciem. Tak więc zmęczony, spocony i niespecjalnie rozgrzany (albo rozgrzany aż nadto) rozpocząłem bieg.

Kto nie zna zasad imprezy, już tłumaczę: Każdy zawodnik ma przypięty pas, do którego zamocowane są cztery szarfy oznaczające życie uczestnika. Czyhające na trasie zombie mają za zadanie odebranie wszystkich szarf. Po utracie ostatniej człowiek ten oficjalnie zostaje pokonany przez zombie i na mecie otrzymuje medal zainfekowanego. Jeżeli jednak uda się uchronić chociaż jedno życie, uczestnik ten uznany jest za ocalałego i taki też medal zostaje mu/jej wręczony.

Bieg okazał się prawdziwym sprawdzianem kondycji i zwinności. Nie tylko trzeba wytrwać cały dystans biegnąc, ale także sprawnie omijać rozsiane na trasie zombie. Nie było to takie proste jak mogłoby się wydawać. Droga nie była zbyt szeroka, a w wielu punktach owych zombie było po dwa, trzy a miejscami nawet cztery. Najlepszym sposobem okazała się współpraca, dlatego dobrze było trzymać się grupą (co w przypadku prawdziwej zombie apokalipsy też jest dobrym rozwiązaniem). Gwarantuję wam, że samodzielna próba ominięcia grupki zombie jest niemal całkowicie skazana na porażkę oraz na szybką utratę wszystkich szarf.

Sama trasa nie była zbyt trudna do pokonania i nawet ja, jako osoba z ubytkami w kondycji, dałem radę. Szybko się jednak zorientowałem, że w Biegu Zombi wcale nie chodzi o najlepszy czas czy wykazanie się swoimi umiejętnościami, ale o dobrą zabawę, a tej było naprawdę sporo! Ja dałem z siebie wszystko i udało mi się dobiec do mety z jedną szarfą, więc oficjalnie zasiliłem drużynę ocalałych!

Jeżeli chodzi o przygotowanie ludzi przebranych za żywe trupy to naprawdę byłem pod wrażeniem. Osoby występujące jako zombie miały dobrą charakteryzację i ciekawe stroje (z których trzy najlepsze zostały nagrodzone). Nie było problemu z odróżnieniu ich od „żywych” uczestników. Sama trasa nie była ozdobiona przez organizatorów żadnymi rekwizytami (wykluczając taśmę, która oznaczała trasę biegu), ale absolutnie nie było to konieczne. Pomiędzy ucieczką przed zombie cieszyłem się ładną pogodą (która bardzo dopisała tego dnia) oraz podziwiałem leśny krajobraz wokół.

Podsumowując, impreza wypadła bardzo dobrze. Dobra organizacja i dobra zabawa szły ze sobą w parze do samego końca. Zdecydowanie fajna inicjatywa i pomysł na ciekawie spędzony czas. Teraz nie pozostało mi nic innego, jak wzięcie się za siebie by w kolejnej edycji pokonać trasę w lepszym stylu by oszczędzić więcej żyć!

Oficjalny materiał filmowy dostępny tutaj

 

Sprawdź także:

Zombie z sercem, czyli miłość w świecie żywych trupów.

Relacja z Wrocławskich Dni Fantastyki (2018)

Relacja z drugiej edycji konwentu Cytadela!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

thadstark