Slasher z zupełnie innej perspektywy. In A Violent Nature (2024)

Perspektywa mordercy, jako innowacja gatunku.
In a Violent Nature (opis): Po odkryciu przez grupkę przyjaciół starej zawalonej wieży strażackiej w lesie odnajdują w niej stary medalion. Jeden z chłopaków postanawia przywłaszczyć sobie zdobycz. Brak naszyjnika na swoim miejscu sprawia, że do życia zostaje przywołany Johnny. Teraz zmartwychwstały mężczyzna postanawia odzyskać swój skarb, jednak nie zamierza o niego prosić. Jego plan zakłada krwawą i brutalną zemstę za kradzież jego własności.
Slashery to podgatunek horroru, który swojego czasu cieszył się olbrzymią popularnością. Choć nie zniknął on całkowicie, to tego typu produkcje spotyka się niezwykle rzadko. Jeszcze rzadziej trafia się tytuł godny uwagi, choć wiele próbuje, jak np. Diabelski Młyn. Choć miłośników bezlitosnych morderców ganiających swoje ofiary jest wiele, to ciągła monotonia niekiedy męczyła nawet największych zapaleńców gatunku. Okazuje się, że pomimo tylu lat ktoś jest w stanie namieszać w schemacie, jednocześnie nie odbierając całości klimatu. Tym kimś jest Chris Nash, a mowa o zeszłorocznej produkcji In a Violent Nature.

Konfrontacja z ofiarą – na to wszyscy czekają!
Reżyser do tej pory zajmował się jedynie krótkimi metrażami. In a Violent Nature to pełnometrażowy debiut Nasha, który jest produkcją świeżą, ale też wtórną jednocześnie. Tak się składa, że w filmie nie zobaczymy niczego nowego względem samego schematu i historii. Ponownie przyjdzie nam obserwować grupkę przyjaciół, którzy zmuszeni są do walki o własne życie. Nie nowością będzie także wprowadzenie nadnaturalnego mordercy, którego nie sposób pokonać. Co więc sprawia, że tytuł tak mocno namieszał wśród odbiorców? Chodzi o formę, która pozwala spojrzeć na slasher z zupełnie innej strony.
Normalne jest, że do tej pory obserwowaliśmy poczynania bohaterów, poznawaliśmy ich historie oraz wszystko inne. Wiedzieliśmy, kim są, jakie panują między nimi relacje oraz to, jakie są słabości i mocne strony każdego z nich. Sam morderca pojawia się niespodziewanie, sporadycznie, a także mocno miesza w konkretnych momentach. In a Violent Nature całkowicie odwrócił tę perspektywę. Tym razem cała uwaga skupia się na mordercy. To właśnie losy Johnnego śledzimy przez cały film, czasami tylko natykając się na jego ofiary. Bardzo ciekawy pomysł, choć niestety niepozbawiony wad.

A wokół tylko cisza i spokój… do czasu.
Taka narracja sprawia, że akcji jest niewiele, dialogów jeszcze mniej, a przez większość czasu śledzimy samotne wędrówki Johnnego. Produkcja stanowi nurt zwany „slow cinema”, który skupia się na długich ujęciach, w których dzieje się niewiele, albo całkowicie nic. To właśnie dlatego wiele osób słusznie uważa, że In a Violent Nature jest po prostu nudny. Oglądając slasher, nastawiamy się głównie na bezmyślną, mało logiczną a także krwawą akcję, której tutaj brakuje. Moje odczucie po seansie jest podobne. Nie zmienia to jednak faktu, że bardzo doceniam koncepcję, która stanowi coś absolutnie nowego w całym gatunku.
Jeżeli chcecie zaznać czegoś całkowicie nowego, to warto sięgnąć po In a Violent Nature. Zobaczycie w nim schemat slasherów wywrócony do góry nogami. Dla jednych to będzie ciekawa próba świeżego powiewu w gatunku, dla innych jednak nudna i niepotrzebna innowacja. Ja doceniam tego typu zabieg, choć przyznam, że sam seans bywa miejscami męczący. Warto jednak dać mu szansę i przekonać się, dlaczego eksperymentowanie może przynieść ciekawe rezultaty. Czy udane, o tym musicie zadecydować sami.
Przeczytaj także: