1. Odbicie
Słychać było tylko ciszę. Każdy z nas był wykończony i potrzebował chwili odpoczynku. Siedzieliśmy tak bez słowa, aż oddech stał się spokojniejszy.
Miejsce, w którym obecnie się znajdowaliśmy, przypominało zwykłą wiejską chatkę w starym stylu. Prawdopodobnie mieszkał tu myśliwy. Wszędzie na ścianach widniały trofea w postaci poroży czy głów zwierząt. Nigdy tego nie popierałem, do czasu, aż sam zacząłem polować. Tylko ja robiłem to by przeżyć. Nie sprawiało mi to radości, ale w obecnych czasach, panowało prawo jungli – zabij, albo zostaniesz zabity.
Na zewnątrz nie było nikogo słychać. Wszystkie trupy zniknęły, pozostawiając po sobie tylko odór śmierci. Szafa przy drzwiach wyglądała stabilnie, więc mogliśmy pozostać tutaj chwile. Na więcej nie mogłem sobie pozwolić.
Byliśmy oddaleni od miasta jakieś 30 km. Przy odrobinie szczęścia, cała droga zajęła by nam nie więcej niż 5 godzin. Zważając na fakt, że zostałem pogryziony ok. 7 rano, a na zegarku była godzina 14, na miejscu bylibyśmy wieczorem. Może udało by mi się pójść spać bez tego przeklętego wirusa. Jak na 7 godzinną infekcję, czułem się całkiem dobrze, poza napadami ciepła, oraz drętwieniem dłoni. Najwidoczniej pierwsze godziny były najgorsze. Zobaczymy co będzie dalej.
– Dobra Dawid, teraz powiedz mi, co to kurwa miało znaczyć!? Jesteś jakąś pieprzoną wróżką!? Skąd wiedziałeś o tym miejscu, skoro mówiłeś, że nie zapuszczaliście się tutaj z obozu? – wiedziałem, że w końcu usłyszę to pytanie i wcale mnie nie dziwi, że zadał je akurat Krzysiek.
Na samą myśl o głosie Sylwii, zakręciło mi się w głowie. Cały czas, słyszałem delikatne echo jej słów, odbijających się na dnie mojego umysłu. Wiedziałem, że jest martwa, ale skąd wiedziała o tym miejscu? I o jaką misję jej chodziło? Kolejne pytania bez odpowiedzi, zaczynało mnie to męczyć. Pierwszy raz od dłuższego czasu, zamierzałem powiedzieć prawdę.
– Miałem przeczucie – powoli zacząłem, nie spuszczając Krzyśka z oczu – w pewnym momencie usłyszałem głos, który kazał mi tu skręcić. Brzmi to niewiarygodnie, zwłaszcza, że należał do mojej nieżyjącej dziewczyny – widziałem, jak z każdym słowem, wzrok Krzyśka stawał się coraz bardziej otępiały – możecie mi nie wierzyć, ale to właśnie dzięki niej jesteśmy tutaj bezpieczni.
Nie usłyszałem żadnego komentarza z niczyich ust. Problem w tym, że nie wiedziałem czy to dobrze, czy źle. Chyba wybrałem zły moment na wyzwolenie swojego sumienia z kolejnego kłamstwa. Głos martwej dziewczyny, który z niewyjaśnionych przyczyn ratuje nam życie? Aż trudno mi było sobie wyobrazić, co oni teraz o mnie myślą.
– Nie ważne jak, ważne, że żyjemy – nagłe słowa Angie, wyrwały Krzyśka ze stanu odrętwienia – Wypadało byśmy się tutaj rozejrzeli, może jest coś co nam się przyda.
Bez zbędnych przemówień, każdy zaczął przeszukiwać pomieszczenie, w którym się znajdowaliśmy. Nawet dzieciaki były skłonne nam pomóc.
Wiele szafek z wieloma szufladami, ale w większości nic nie było. Ktoś kto był tu wcześniej najwidoczniej wszystko ze sobą zabrał. Udało nam się znaleźć sześć opakowań chusteczek higienicznych, cztery dodatkowe baterie, trochę plastikowych sztućców i najcenniejszy łup – dobrze zaopatrzoną apteczkę. Najwyższy czas, by w końcu założyć opatrunek. Tym razem żaden trup nie stanie mi na przeszkodzie. Przeprosiłem wszystkich i poszedłem do łazienki. Jak na wiejską chatę, łazienka była dość nowoczesna. Pralka stojąca w kącie, dość duży prysznic i wielkie lustro nad umywalką. W końcu miałem okazję zobaczyć swoje odbicie. Zbladłem, a oczy miałem podkrążone. Zmieniłem się, ale jeszcze nie tak bardzo, by widać było po mnie skutki infekcji. Założyłem opatrunek. Przedtem musiałem oczyścić ranę z ziemi, która dostała mi się podczas szarpaniny z umarłymi.
Kiedy wychodziłem z łazienki, widać było schody prowadzące na drugie piętro. Jedynym źródłem światła, jakie tam docierało, było okno, mieszczące się na szczycie schodów. Przez chwilę stałem tak i patrzyłem właśnie tam, kiedy nagle zauważyłem, że w szybie mignęło coś na kształt człowieka. Nie wiedziałem, czy to się stało na prawdę, ponieważ zniknęło tak szybko jak się pojawiło.
Po chwili zobaczyłem, że w moją stronę idzie Krzysiek. Pewnie wtedy, kiedy byłem w łazience, wraz z siostrą, usłyszeli coś na górze i postanowili to sprawdzić. Nie myliłem się.