1. Pierwsze Kroki
Cały czas wydawało mi się, że temperatura z minuty na minutę jest coraz wyższa. Tego dnia słońce nie znało litości. Miałem ochotę zdjąć z siebie wszystkie rzeczy i podążać dalej bez nich. Pomyśleć, że ledwo 3 godziny temu telepałem się z zimna. Kolejny objaw infekcji dawał znać. Ciekawe ile jeszcze ich będzie.
Droga cały czas wyglądała tak samo. W pewnym momencie wydawało mi się, że idę w miejscu. Z każdym przebytym krokiem, otoczenie nie zmieniało się ani trochę. Wszędzie widniały drzewa, piasek i szczątki dawnej cywilizacji. Co prawda do miasta był spory kawałek, ale pamiętam, że kiedyś i tu tętniło życie.
Przeszedłem już dobre 5 km i nadal nie wiedziałem gdzie idę. Tak naprawdę ciągle nie miałem pomysłu co zrobić z tym wszystkim. Przestałem być zagrożeniem dla przyjaciół, więc wykonałem pierwszy krok. Teraz musiałem zrobić coś, by przestać być zagrożeniem dla reszty ludzkości.
Ani na chwilę nie chowałem pistoletu do kabury. Nie mogłem sobie pozwolić na chwilę nieuwagi. Przy następnym razie, już mogłem nigdy nie ujrzeć dziennego światła. W okolicy nie słychać było nic poza szumem wiatru. Nawet zwierzęta uznały, że ten świat już nigdy nie będzie taki sam i schowały się gdzieś, gdzie nikt ich nie znajdzie. Sprawiało to dużo problemów podczas wypadów na polowania. Wiele razy musieliśmy wracać z pustymi rękami.
Przypomniałem sobie, jak w jednej z audycji, Alex podawał informację, odnośnie prób wynalezienia antidotum na wirusa. W filmach o zombie, nigdy nikomu nie udało się go wynaleźć, lecz teraz to nie był film, tylko rzeczywistość. Zresztą gdyby to był film, już dawno bym biegał jako jeden z nich.
Zawsze ceniłem sobie twórczość Romero i jego “Noc Żywych Trupów”. Był to jeden z pierwszych horrorów jaki oglądałem w dzieciństwie. Tylko teraz mieliśmy 2020 rok i wszystko działo się naprawdę. Ze wszystkich sił próbowałem przypomnieć sobie, od czego to wszystko się zaczęło. Dlaczego po ulicach chodzą martwi? Nie mogłem się skupić. Moje ciało próbowało bronić się przed nieznanym mu wcześniej wirusem, który coraz silniej pozbawiał mnie energii życiowej. Czułem jak temperatura mojego ciała z każdą chwilą rosła. W wielu źródłach podane było, że po ugryzieniu przez zombie, człowieka zabijała wysoka temperatura, by potem jako martwy, wrócić do świata żywych.
Coraz bardziej doskwierała mi samotność. Chciałem by ktoś był obok mnie. Bym nie musiał z tym walczyć sam. Karol… Sara… Ktokolwiek. Musiałem jednak stawić czoła odosobnieniu. Każdy z ludzi, których znałem, którzy zostali pogryzieni, od razu otrzymywali kulkę w łeb. Takie były zasady panujące w obozie i gdybym nie uciekł, skończył bym tak samo.
Nogi stawały się coraz cięższe. Nie mogłem złapać równowagi i utrzymać pionu. Przewróciłem się jeden raz, potem drugi. Za trzecim nie wstałem od razu, bo z góry wiedziałem, że to bezcelowe. Musiałem przeczekać drugi objaw, tak jak to było z pierwszym. Tylko nie mogłem pozwolić sobie na to, by zasnąć. Gdyby tak się stało, już nigdy bym się nie obudził, a koszmary dręczyłyby mnie do samego końca. Poza tym, już nikt by mnie nie obronił przed wygłodniałym trupem, chcącym urządzić sobie ze mnie śniadanie.
Na wciąż działającym zegarku, dostrzegłem, że mała wskazówka pokazywała godzinę 10. Minęły dokładnie 3 godziny od rozpoczęcia mojej walki z infekcją, a ja już leżałem na ziemi. Kurz powstały wskutek upadku zasłaniał mi dalszą drogę. Nie widziałem nic oddalonego bardziej, niż moja ręka. Kiedy wszystko powoli opadało, w oddali ujrzałem 2 postacie idące w moim kierunku. Niestety nie mogłem stwierdzić czy to ktoś żywy czy nie.