2. Nadzieja
Zanim dobiegłem, do moich uszu doleciał dźwięk trzech wystrzałów. Bałem się o życie Ewy. Kiedy byłem na miejscu, zrozumiałem, że użycie broni było ostatecznością.
– Widzę, że ten mój mężuś się nie obijał.
Przed Ewą leżała czarna postać. Była większa niż człowiek i od razu przypomniał mi się zabójca Krzyśka. Wprawdzie nie on tu leżał, ale widać zaraza się rozprzestrzeniła. Doktorek miał rację i to w dużej mierze nasza wina.
– Nic ci nie jest?
– O kogo jak kogo, ale o mnie martwić się nie musisz… O widzę, że udało ci się znaleźć dziewczynkę.
W całym tym zamieszaniu, całkowicie zapomniałem o jej istnieniu. Dopiero teraz przyjrzałem się jej twarzy. Była bardziej przerażona niż kiedykolwiek.
– Kasiu… to ja.
Jej oczy zaszkliły się od łez. Nie myśląc długo podbiegła do mnie i mocno się przytuliła. Najwidoczniej od naszego spotkania, nie miała okazji zobaczyć żywego człowieka.
– Już dobrze, przyszliśmy po ciebie.
– A gdzie Angie? – jej słowa dobiegały jakby z oddali. Jej głos był bardzo cichy i ledwo zrozumiały, jednak ja wyraźnie usłyszałem imię kobiety, dzięki której zostałem uratowany.
– Obawiam się… – w moich oczach powoli pojawiły się łzy – że zostaliśmy sami.
– Czy ona?
– Tak.
Wtuliła się mocniej. Jak na kogoś, kto przez wiele dni przeżywał koszmar, miała w sobie dużo siły. Ciekawe czy cokolwiek jadła.
– Oni byli wszędzie… tak się bałam.
– Jestem tutaj, nie musisz się już niczego bać.
– To było straszne – cały czas mówiła, jakby moje słowa do niej nie docierały – dwóch mnie ugryzło! Myślałam, że stanę się jedną z nich… ale… – potężny ryk wyrwał się z ust dziewczynki.
– Nie myśl o tym.
Słuchając jej płaczu, cały czas miałem przed oczami wszystko, co rozegrało się przed pobytem w tym głupim centrum czegośtam. Jednak fakt, że ktoś przeżył, bardzo mnie ucieszył. Bałem się, że jedyne co tu znajdziemy, to śmierć. Mamy też pewność, że jej krew może być lekarstwem na to wszystko.
– Nie chcę przerywać spotkania, ale Sęp i reszta cały czas się zbliżają.
Głos Ewy obudził mnie i sprawił, że rozpacz Kasi ucichła i jakby całkowicie zniknęła.
– Już… Kasiu, to jest Ewa. To dzięki niej udało mi się ciebie odnaleźć.
Przez moment, wydawało się, że Kasia nie będzie chętna do zapoznania się z Ewą. Ta chwila jednak minęła i podeszła do kobiety, by się zapoznać.
– A więc to ty jesteś taka ważna? Miło mi cię poznać.
– Panią również.
– Proszę, mów do mnie po imieniu.
– Dobrze proszę pani.
Na ustach Ewy zawitał uśmiech. Może kiedyś miała do czynienia z dziećmi? Szczerze mówiąc była na tyle tajemniczą osobą, że jeszcze wielu rzeczy mogłem o niej nie wiedzieć.
– A gdzie teraz idziemy?
Pytanie Kasi przypomniało mi, że Ewa nie wyjaśniła swojego planu, odnośnie dziewczynki. Tak bardzo zajęliśmy się jej poszukiwaniem, że zapomniałem o dalszej części planu.
– Spokojnie kochanie, na pewno w lepsze miejsce niż to tutaj.
Zanim ruszyliśmy w drogę, porządnie sprawdziliśmy, czy nie ma w pobliżu żadnych mutantów ani zwykłych zombie. Okolica wydawała się czysta. Nie było też widać żadnego z żołnieży. Nie było sensu dłużej czekać. Lepszego momentu do wyruszenia nie było.
Kiedy Kasia trochę nas wyprzedziła, podszedłem do Ewy i dokładnie spytałem o plany.
– Jak wiesz, mój mąż zajmował się badaniami nad wirusem.
– No tak.
– Nie był jedynym, który to robił. Miał wielu sojuszników, ale tylko jego praca była oficjalna.
– To znaczy, że inni naukowcy żyją?
– Mam taką nadzieję. Nie widziałam ich dawno, ale to nie tak daleko stąd.
– Czyli jednym słowem idziemy, nie wiedząc, czy to ma jakikolwiek sens?
– Zawsze możesz zawrócić. Pewnie jak trochę poczekasz, to Sęp i reszta sami cię znajdą, ale dziewczynka idzie ze mną.
Widać, że Ewie zaczęło zależeć na powodzeniu naszej misji. Teraz trzeba było mieć nadzieję, że miejsce do którego zmierzamy, nie jest kolejnym cmentarzem.