2. Powrót Do Świata Żywych
– Ty żyjesz! – nie zważając na okoliczności, przytuliłem ją tak mocno, jak tylko mogłem.
– Michał nie żyje… – to właśnie były pierwsze słowa, jakie wypowiedziała Angie.
Mój uścisk zelżał. Odsunąłem się i popatrzyłem jej w oczy. Cały czas nie wyglądała dobrze, ale przynajmniej mogła być tutaj, a nie w świecie snów.
– Co się dokładnie stało? Pamiętam tylko jak… byłam na dole… i… jezu, co się wtedy ze mną stało?
– Jak się poznaliśmy, zapomniałaś wspomnieć, że masz cukrzycę i brak Ci leków.
– No tak…
– Dobra, nie pora na to. Jest zbyt niebezpiecznie by prowadzić jaką kolwie… – Nie zdążyłem dokończyć zdania. Atak mdłości zaatakował znienacka. Upadłem na kolana i zwymiotowałem krwią – bo niczym innym już nie miałem jak.
– Ty chyba też o czymś nie powiedziałeś? – Stała nade mną, obserwując całe zajście. Od śmierci Krzyśka, zniknęła stara, uczuciowa Angie. Na jej miejscu pojawił się cień człowieka, którym była. Nic dziwnego. Kiedy rano straciłem Sylwie, miałem dokładnie to samo.
– Masz rację. Musimy pogadać, ale najpierw znajdźmy bardziej przytulne miejsce – mówiąc to, wycierałem rękawem krew, jaka mi została w okolicach ust.
– Jakiś pomysł?
Okolica wyglądała całkiem niewinnie. Niestety nie mogliśmy być tego pewni. Nie raz w takich miejscach ginęli ludzie podczas polowań. Trzeba być czujnym 24 godziny na dobę, niezależnie od miejsca, w którym się obecnie znajdowało. Umarli mogli uderzyć, zawsze i wszędzie, niezależnie od pory dnia.
– Chyba musimy iść pieszo do miasta. Po drodze nie ma nic, gdzie moglibyśmy się zatrzymać, poza tym… – Tutaj się zawahałem.
– Ile mamy czasu? – nie czekając na kontynuację, Angie zadała pytanie.
– Z każdą godziną jest trudniej. Mam częste ataki mdłości, skurcze mięśni, parę razy prawie zemdlałem i jeszcze…
– Odpowiedź mi na pytanie – Jej ton był przerażający.
– Jakieś 14 godzin.
– Wystarczy – mówiąc to, Angie ruszyła przed siebie. Nie spodziewałem się, że pomoże mi wstać, ale myślałem, że chociaż na mnie poczeka.
Kiedy już nie miałem nic do zwrócenia, wstałem i podbiegłem do niej, by nie zostać w tyle.
– Poczekaj! – nie mogłem sobie pozwolić na szybki bieg, byłem wykończony.
W jednej chwili stanęła i powoli się odwróciła w moim kierunku. Czułem, że jej oczy strzelają ogniem.
– Posłuchaj mnie uważnie. Wiem co ci dolega. Kiedyś z Krzyśkiem spotkaliśmy osobę, która miała dokładnie to samo. Miałam nadzieje, że się mylę w diagnozie, ale niestety to prawda. Z jednej strony jestem na ciebie wściekła, bo przyczyniłeś się do śmierci mojego brata. Jednak wiem, że gdyby nie infekcja, uratowałbyś go. Chcę ci pomóc, bo w jakimś stopni mi na tobie zależy. Dotrzyjmy tam jak najszybciej, by mieć ten problem z głowy.
Nie spodziewałem się usłyszeć tego od niej. Stałem tak wmurowany. Nie wiedziałem co powiedzieć. Wydawało mi się, że znienawidziła mnie za to wszystko. Myliłem się, ale cholernie się z tego cieszyłem. Mimo, iż zewnętrznie nie było tego po mnie widać, w środku czułem ulgę i pierwszy raz od początku podróży spadł ze mnie pewien ciężar.
– Kto to był?
– Teraz to chyba mało istotne. Czasu mamy coraz mniej, a ja nie mam zamiaru cię nosić. Niedługo nawet oddychanie będzie sprawiało ci trudność.
Najwidoczniej ten ktoś nie miał szczęścia, z odnalezieniem leku.
– Od kiedy wiesz?
– Ostatecznie przekonałam się, wtedy przy ognisku. Nikt tak nie boi się ognia, jak trup czy osoba zainfekowana.
– Faktycznie. Zawsze ogień kojarzył mi się z czymś dobrym. Wtedy jak na niego popatrzyłem… to było przerażające, chyba nawet bardziej niż wysokość, której się boje od zawsze.
– Nikt nigdy nie próbował ich zrozumieć. A nawet jeżeli tak, to pewnie teraz błąka się razem z nimi.
– Nikt? Nawet ty?
– Każdy ma swoje zdanie na ten temat. Jedni uważają, że to są nadal ludzie i próbują im pomóc za wszelką cenę. Inni natomiast już dawno się pogodzili, że nadszedł koniec świata. Teorii jest tyle, ile ludzi na ziemi.
Pomyślałem sobie o tych wszystkich nieszczęśnikach, którzy przechodzili dokładnie to samo co ja. Już wiem na czym ma polegać moja misja. Muszę zdobyć lek i pomóc ludziom. Może brzmiało to jak scenariusz tandetnego horroru kategorii B, ale wierzyłem w to. Wierzyłem do póki ona była obok.
– Boje się być jednym z nich.
– Spokojnie – odwróciła się w moją stronę obdarzając mnie uśmiechem – damy radę.
– Michał nie żyje… – to właśnie były pierwsze słowa, jakie wypowiedziała Angie.
Mój uścisk zelżał. Odsunąłem się i popatrzyłem jej w oczy. Cały czas nie wyglądała dobrze, ale przynajmniej mogła być tutaj, a nie w świecie snów.
– Co się dokładnie stało? Pamiętam tylko jak… byłam na dole… i… jezu, co się wtedy ze mną stało?
– Jak się poznaliśmy, zapomniałaś wspomnieć, że masz cukrzycę i brak Ci leków.
– No tak…
– Dobra, nie pora na to. Jest zbyt niebezpiecznie by prowadzić jaką kolwie… – Nie zdążyłem dokończyć zdania. Atak mdłości zaatakował znienacka. Upadłem na kolana i zwymiotowałem krwią – bo niczym innym już nie miałem jak.
– Ty chyba też o czymś nie powiedziałeś? – Stała nade mną, obserwując całe zajście. Od śmierci Krzyśka, zniknęła stara, uczuciowa Angie. Na jej miejscu pojawił się cień człowieka, którym była. Nic dziwnego. Kiedy rano straciłem Sylwie, miałem dokładnie to samo.
– Masz rację. Musimy pogadać, ale najpierw znajdźmy bardziej przytulne miejsce – mówiąc to, wycierałem rękawem krew, jaka mi została w okolicach ust.
– Jakiś pomysł?
Okolica wyglądała całkiem niewinnie. Niestety nie mogliśmy być tego pewni. Nie raz w takich miejscach ginęli ludzie podczas polowań. Trzeba być czujnym 24 godziny na dobę, niezależnie od miejsca, w którym się obecnie znajdowało. Umarli mogli uderzyć, zawsze i wszędzie, niezależnie od pory dnia.
– Chyba musimy iść pieszo do miasta. Po drodze nie ma nic, gdzie moglibyśmy się zatrzymać, poza tym… – Tutaj się zawahałem.
– Ile mamy czasu? – nie czekając na kontynuację, Angie zadała pytanie.
– Z każdą godziną jest trudniej. Mam częste ataki mdłości, skurcze mięśni, parę razy prawie zemdlałem i jeszcze…
– Odpowiedź mi na pytanie – Jej ton był przerażający.
– Jakieś 14 godzin.
– Wystarczy – mówiąc to, Angie ruszyła przed siebie. Nie spodziewałem się, że pomoże mi wstać, ale myślałem, że chociaż na mnie poczeka.
Kiedy już nie miałem nic do zwrócenia, wstałem i podbiegłem do niej, by nie zostać w tyle.
– Poczekaj! – nie mogłem sobie pozwolić na szybki bieg, byłem wykończony.
W jednej chwili stanęła i powoli się odwróciła w moim kierunku. Czułem, że jej oczy strzelają ogniem.
– Posłuchaj mnie uważnie. Wiem co ci dolega. Kiedyś z Krzyśkiem spotkaliśmy osobę, która miała dokładnie to samo. Miałam nadzieje, że się mylę w diagnozie, ale niestety to prawda. Z jednej strony jestem na ciebie wściekła, bo przyczyniłeś się do śmierci mojego brata. Jednak wiem, że gdyby nie infekcja, uratowałbyś go. Chcę ci pomóc, bo w jakimś stopni mi na tobie zależy. Dotrzyjmy tam jak najszybciej, by mieć ten problem z głowy.
Nie spodziewałem się usłyszeć tego od niej. Stałem tak wmurowany. Nie wiedziałem co powiedzieć. Wydawało mi się, że znienawidziła mnie za to wszystko. Myliłem się, ale cholernie się z tego cieszyłem. Mimo, iż zewnętrznie nie było tego po mnie widać, w środku czułem ulgę i pierwszy raz od początku podróży spadł ze mnie pewien ciężar.
– Kto to był?
– Teraz to chyba mało istotne. Czasu mamy coraz mniej, a ja nie mam zamiaru cię nosić. Niedługo nawet oddychanie będzie sprawiało ci trudność.
Najwidoczniej ten ktoś nie miał szczęścia, z odnalezieniem leku.
– Od kiedy wiesz?
– Ostatecznie przekonałam się, wtedy przy ognisku. Nikt tak nie boi się ognia, jak trup czy osoba zainfekowana.
– Faktycznie. Zawsze ogień kojarzył mi się z czymś dobrym. Wtedy jak na niego popatrzyłem… to było przerażające, chyba nawet bardziej niż wysokość, której się boje od zawsze.
– Nikt nigdy nie próbował ich zrozumieć. A nawet jeżeli tak, to pewnie teraz błąka się razem z nimi.
– Nikt? Nawet ty?
– Każdy ma swoje zdanie na ten temat. Jedni uważają, że to są nadal ludzie i próbują im pomóc za wszelką cenę. Inni natomiast już dawno się pogodzili, że nadszedł koniec świata. Teorii jest tyle, ile ludzi na ziemi.
Pomyślałem sobie o tych wszystkich nieszczęśnikach, którzy przechodzili dokładnie to samo co ja. Już wiem na czym ma polegać moja misja. Muszę zdobyć lek i pomóc ludziom. Może brzmiało to jak scenariusz tandetnego horroru kategorii B, ale wierzyłem w to. Wierzyłem do póki ona była obok.
– Boje się być jednym z nich.
– Spokojnie – odwróciła się w moją stronę obdarzając mnie uśmiechem – damy radę.