1. Zguba
– I myślisz, że może się udać?
– Masz lepszy pomysł? Nawet jeżeli uda ci się znaleźć tą dziewczynkę żywą, to co dalej? Wrócisz do laboratorium do tego gościa… jak mu tam?
– Konrad. Pewnie masz rację.
– A czy do tej pory kiedykolwiek się pomyliłam?
Nie mogłem zaprzeczyć, ponieważ bym skłamał. Kiedyś było to dla mnie na porządku dziennym, lecz teraz nie ma sensu wchodzić w bagno, z którego nie wyjdę po raz drugi.
– Dobra, to musimy ją znaleźć, bo jeszcze Sęp i reszta jakimś cudem się tu pojawią.
Wprawdzie nie był to dobry pomysł, ale się rozdzieliliśmy. Miałem broń więc czułem się w miarę bezpieczny. Magazynek cały, powinienem dać sobie radę.
Wszystkie trupy gdzieś zniknęły. Nie pocieszało mnie to ani trochę. Z doświadczenia wiedziałem, że to nic dobrego. Nie było jednak czasu na obmyślanie planu działania. Trzeba było szukać i mieć nadzieje, że gdzieś tutaj jeszcze jest.
Wszedłem do budynku. Wspomnienia nie wracały pojedynczo. Obrazy pojawiały się przed oczami hurtem. W pewnym momencie straciłem rachubę co jest rzeczywistością, a co wytworem mojej wyobraźni. Zakręciło mi się w głowie. Znowu miałem ochotę pobiec do łazienki i zwymiotować. Angie, Krzysiek, wojsko, Kasia, dowódca, ich twarze przetaczały się przez mój umysł, niczym kartkowana książka. Wymierzyłem sobie dość mocnego plaskacza, by się przebudzić. Pomogło w samą porę. W moją stronę powolnym krokiem, szedł trup w wojskowym stroju. Nie chciałem wezwać jego kolegów, więc zamiast wystrzelić, zamachnąłem się rączką pistoletu i uderzyłem przeciwnika prosto w głowę. Ten upadł, uderzając po drodze o kant stołu, co wyręczyło mnie w jego dobijaniu. Mózg wypłynął na dywan, przypominając mi, odbytą tu walkę z zombiakami oraz z wojskowymi. Na szczęście udało mi się utrzymać trzeźwość umysłu.
Gdy byłem już sam w pomieszczeniu, skupiłem się na poszukiwaniu jakichkolwiek śladów, które mogła zostawić mała dziewczynka. Z tego co pamiętam, pobiegła na górę.
Podszedłem do schodów. Ktoś sprzątnął ciało Krzyśka. Ucieszyło mnie to, bowiem nie chciałem patrzeć na pierwszą ofiarę moich kłamstw. Wprawdzie krew jeszcze tu była, ale gdzie w tym świecie jej nie było?
Najpierw zajrzałem do dawnego gabinetu męża Ewy. Nikt tu niczego nie ruszał. Wyglądał dokładnie tak samo, jakim zostawiliśmy go z Angie. Wszystko powywracane i zniszczone. Wszedłem jednak, by na pewno czegoś nie przeoczyć. Wtedy dostrzegłem jedną szafkę, która stała w rogu, choć wcześniej jej tam nie było. Moja pamięć mogła mnie zawieść, ale byłem niemal pewien, że ta szafka, znajdowała się w innym miejscu. Podszedłem do niej i otworzyłem drzwiczki. Okazała się pusta, wydobywał się z niej tylko ciężki i nieprzyjemny zapach moczu. Od razu podrażnił moje oczy. Po dokładniejszych oględzinach zauważyłem, że dolna półka, była lekko wilgotna. Prawdopodobnie, Kasia schowała się w niej , podczas naporu trupów, albo zombie nauczyły się oddawać mocz. Obstawiałem pierwszą opcję, coraz bardziej wierząc w to, że gdzieś tu jest i czeka na ratunek.
Wyszedłem na korytarz i udałem się do kolejnego pomieszczenia. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem siebie, siedzącego na łóżku celującego w moim kierunku. Wystrzał. Odsunąłem się i od razu chwyciłem za brzuch. Po chwili zorientowałem się, że było to tylko złudzeniem, a rana w moim ciele nie istnieje. Z powrotem spojrzałem na łóżko, a mojego klona już tam nie było. Najwidoczniej wciąż nie uporałem się ze wspomnieniami. Pamiętam jak siedziałem tu jeszcze kilka dni temu. Za wszelką cenę nie chciałem odejść bez walki. Miałem misję do wykonania i wiedziałem, że muszę ją wypełnić. Teraz było podobnie.
Przeszukałem cały pokój, ale nic nie znalazłem. Kasia, albo dobrze się maskowała, albo nie wchodziła do tego pokoju. Pozostało jeszcze parę pomieszczeń do przeszukania. Nagle dostrzegłem jednak ruch za oknem. Z początku myślałem, że to jakiś zwykły trup, ale ruchy były zbyt płynne. Do tego postać była dość niska… czy to oznaczało, że to…
– Kasia? – zadałem to pytanie na głos.
Pobiegłem w kierunku schodów, chcąc wyjść na spotkanie dziewczynce. Ewa miała sprawdzać okolice domku, więc pewnie też ją dostrzegła. Miałem nadzieję spotkać ją po drodze, ale gdy wybiegłem i zobaczyłem zdziwioną twarz Kasi, usłyszałem wystrzał. Dochodził zza domu, więc musiała to być Ewa. Mieliśmy strzelać tylko w ostateczności, dlatego tym bardziej mnie to wystraszyło.