Wysyp Żywych Trupów (2004)
Nie dla każdego życie jest uczciwe. Są tacy, którym nie dopisuje szczęście, a każda podjęta decyzja, to istna porażka. Taką właśnie osobą jest Shaun. Uznawany przez wszystkich za nieudacznika, jego jedyną podporą, jest jego dziewczyna Liz. Kiedy i ona go opuszcza, Shaun pogrąża się w swojej niedoli. Wszystko to jednak staje się niczym, bowiem w mieście rozpoczyna się zombie apokalipsa. By pokazać wszystkim, że status nieudacznika, jest już nieaktualny, Shaun wraz ze swoim kumplem Edem, próbuje uratować bliskich i udowodnić Liz, że stał się kimś lepszym i wartościowym.
Brytyjska komedia w reżyserii Edgara Wrighta, pokazuje świat, w którym dopiero rozpoczyna się apokalipsa zombie. Połączenie stereotypów o zombie i brytyjskiego humoru, daje ciekawą mieszankę pełną absurdów. Czy stworzenie komedii w stylu brytyjskim, skupiającej się na zombie, był dobrym pomysłem? Jak najbardziej!
Początkowo, nikt nie spodziewa się inwazji żywych trupów. Zwykły dzień, pełen zwykłych czynności, pokryty szarością rutyny, nie ukazuje niczego wyjątkowego. Shaun, jak co dzień, wychodzi do sklepu, je śniadanie, idzie do pracy, wraca i spędza czas z Edem, który żeruje na swoim kumplu, nie robiąc nic, poza piciem i graniem na konsoli. Wszystko się zmienia, lecz przyczyną nie są zombie, a utrata ukochanej. Zatracony we własnej klęsce, Shaun staje się wrakiem człowieka. Swoją szansę naprawy dostrzega dopiero wtedy, kiedy na ulicy zaczynają pojawiać się żywe trupy.
Dość zabawna i zabarwiona absurdem historia, w której głównym motywem, jest historia ludzi będących na początku zombie apokalipsy. Ich trudy przetrwania to istna mieszanka żartów, czy niedorzeczności. Zdarzają się momenty mniej komediowe, ale tych jest stosunkowo niewiele.
W filmie nie ma rzeczy, które zniesmaczyłyby nam seans. Gra aktorska i charakteryzacja są bez zarzutu. Nie ma błędów, do których można by było się przyczepić. Jasne, są sceny, które w rzeczywistości by się nie zdarzyły. Chodzi mi o scenę, w której kłócący się kumple, nie zważają na zombie, które grzecznie stoją i czekają, aż skończą swoją dyskusje. Jak na zombie przystało, powinni od razu atakować, ale nie bez powodu wspomniałem wcześniej o absurdach, które maja tu miejsce.
Ciężko skupiać się na detalach samych trupów. Nic co zobaczymy, nie jest czymś nowym. Reżyser dobrze połączył wszystko to, co już widzieliśmy i przekształcił w humorystyczną wizję końca świata.
Film jednak nie jest pozbawiony wad. Nie każdemu może spodobać się specyficzny humor, którym zabarwiony jest film. Po części sam należę do osób, które nie są wielkimi fanami takiego poczucia humoru, jednak w tym przypadku film do mnie trafił. Kolejna rzecz, to częste sceny “dłużyzn”. Można się pośmiać, ale czasami oczekiwanie na kolejny śmieszny moment, jest trochę męczące.
Podsumowując, film jest idealny, do spędzenia czasu przy piwku ze znajomymi. Nie jest arcydziełem, ale na pewno jest wart obejrzenia.
Moja Ocena: 7/10
Trailer: