Przy świętowaniu sukcesu, nieodłącznym partnerem jest alkohol. Restaurator z Poznania – Karol Szymkowiak – cieszy się z nowo otwartej restauracji w Gdańsku. Wraz ze swoim managerem, chcą to uczcić, więc upijają się do nieprzytomności. Kolejny ranek obfituje nie tylko w kaca, ale również w coś o wiele gorszego. Całe miasto ucichło, a jedynymi jego mieszkańcami stały się zombie. Czy Karolowi uda się wrócić do rodzinnego miasta do swojej żony i synka? Kto stanie na jego drodze i kogo należy się bardziej obawiać? Na pewno nie obejdzie się bez ofiar.
Książka autorstwa Roberta Cichowlasa i Łukasza Radeckiego, to duża dawka horroru i gore z domieszką elementów historycznych. Wyobrażacie sobie stawić czoło setkom zombie, będąc na starym krzyżackim zamku? Po lekturze to nic trudnego. Czy umiejscowienie historii w takim miejscu, było dobrym pomysłem? Raczej tak.
Wszystko zaczyna się w dniu, kiedy to nikt nie ma ochoty wstawać. Oczywiście chodzi o skutki picia alkoholu w dużych ilościach, które miało miejsce dzień wcześniej. Kto by pomyślał, że właśnie w takim stanie Karol będzie musiał walczyć o życie? Nikt. Wszystko pojawiło się nagle, uderzając z siłą kuli do burzenia budynków. Chęć przetrwania okazała się równie silna, co ból głowy. Co się wydarzyło dalej? Tego trzeba doświadczyć samemu sięgając po książkę 😉
A więc mamy typowy dla tematu początek apokalipsy zombie, rodem ze świata TWD. Karol się budzi, a wszystko wokół przestało istnieć. Już tutaj pojawia się pytanie jakim cudem to wszystko tak szybko się rozprzestrzeniło. Niestety nie otrzymamy odpowiedzi, ponieważ cały początek zarazy jak i sama geneza okryta jest tajemnicą. Na szczęście nie przeszkadza to tak bardzo.
Całość czyta się bardzo przyjemnie, a sama historia wciąga. Ciekawe miejsca, postaci i sama akcja. Mimo wszystko do połowy książki osoby, które jak ja czytały już nie jedną książkę o zombie, nie będą niczym zaskoczone. Myśląc, że będzie dalej tak samo, zostałem bardzo miło zaskoczony, kiedy cała akcja przenosi się do Malborka. Tutaj pojawia się całe piękno powieści. Mocny, słowiański klimat, ciekawy pomysł na przetrwanie i cóż… nie zdradzę nic więcej, bo zepsułbym niespodziankę 😉
Oczywiście mógłbym się przyczepić do paru rzeczy. Przede wszystkim chodzi o tak szybko rozprzestrzenioną zarazę. Wystarczyło raptem parę godzin, by z całkowitej normalności, stał się totalny chaos. Nie było tego momentu przejściowego, co nieco zdezorientowało mnie podczas czytania. Tak samo brak przedstawionej genezy samego wirusa, co często może być bardzo ciekawe. Fajnie, że koniec książki wyraźnie sugeruje nam kontynuację losów bohaterów, jednak jak dla mnie autorzy trochę popłynęli z jednym elementem zakończenia, o czym osoby które przeczytają mogą mieć podobne zdanie. Jest to jednak sporna kwestia, a wszystko wyjaśni się w kolejnym tomie, na który czekam z niecierpliwością 🙂
Podsumowując. Książka jest bardzo przyjemna i ciekawa. Mimo mało oryginalnego początku i nieco problematyczności z wyjaśnieniem wielu elementów, dalsza część była jak najbardziej świeża, jeżeli można tak nazwać cokolwiek, co ma do czynienia z zombie.