Wielu z nas, jest wielbicielami umarłych, którzy powrócili do świata żywych. A ilu z nas wie, skąd tak na prawdę wzieli się “zombie”? Mówi się, że ich twórcą jest George A Romero i jego “Noc Żywych Trupów” z roku 1968, lecz czy aby na pewno? Otóż nie, ponieważ historia sięga wiele lat wcześniej. W tym momencie przenieśmy się do lat 20, XX wieku, w którym to William Seabrook wybrał się w podróż na Haiti.
Pobyt na wyspie opisał w swojej najsłynniejszej powieści “The Magic Island”, gdzie po raz pierwszy padło słowo “zombie”. Czy znaczyło to, że stanął oko w oko z zagrożeniem jakie do tej pory widzimy w horrorach? Oczywiście, że nie. Gdyby tak było, na pewno nie wróciłby do Ameryki, a my walczylibyśmy w tej chwili o życie ;). Według wierzeń wyznawców voodoo : z pomocą szamanów można było wskrzesić zmarłych, by ci stali się ich sługami. Najczęściej wskrzeszeni wykonywali pracę w polu lub gospodarstwie. Tak więc pierwszy obraz zmarłych, wcale nie był taki straszny. Nikt nikogo nie zjadał, i wszyscy żyli we względnym porządku. Między rokiem 20 a 68 światło dzienne ujrzały pierwsze filmy o żywych trupach, w których stawały się one zagrożeniem dla ludzkości. Były to tytuły takie jak “White Zombie” czy “Voodoo Island”, gdzie to kapłan miał władzę nad umarłymi. Wystarczyło więc pokonać takiego osobnika, by cała plaga zniknęła raz na zawsze. Pierwsze niezależne trupy pojawiły się we wcześniej wspomnianym filmie Romero. Pokazał on zombie jako zagrożenie wywołane wirusem lub promieniowaniem a nie jak wcześniej – magią. Pokazał również, że infekcja może rozprzestrzeniać się wraz z ugryzieniem lub zadrapaniem przez osobę zainfekowaną. Film wywołał wiele kontrowersji, nie tylko fabułą, ale również główną postacią graną przez afroamerykanina – Duane Jones – a jak wiemy, tamte czasy nie były zbyt łaskawe dla osób “kolorowych”. Tak oto cały świat oszalał na punkcie martwych powstających z grobów – w tym i ja 😉