Dead Snow 2. Red vs Dead (2014)
Po wymarzonym wypadzie w góry nie pozostał nawet ślad. Wszyscy bliscy Martina zmarli, a on jako jedyny uszedł z życiem, choć nie bez szwanku. Decydując się na amputację ręki po ugryzieniu jednego z zombie, cudem ucieka przed ożywionymi nazistami, jednak nadzieja na ratunek była tylko złudzeniem. Dalszy pościg przez Herzoga skutkuje wypadkiem samochodowym. Po przebudzeniu w szpitalu, Martin nie tylko dowiaduje się, że jest głównym podejrzanym śmierci przyjaciół, ale także, że utracona kończyna została mu przyszyta, jednak ta nie należy do niego, tylko do Herzoga.
Kolejna część świetnej mieszanki czarnego humoru i horroru, w reżyserii Tommiego Wirkoli, ponownie wrzuca nas w wir absurdu z zombie nazistami na pierwszym planie. Wydawałoby się, że koszmar, jaki spotkał Martina w górach na wypadzie z przyjaciółmi się skończył, jednak ten dopiero się zaczął. Czy kontynuowanie dość specyficznego podejścia w filmie o zombie był dobrym pomysłem? Oj tak!
Film zaczyna się dokładnie w tym samym momencie, w którym kończy się część pierwsza. Martin będący jedynym ocalałym z rzezi, jaką zafundowali mu naziści zombie pod wodzą Herzoga, już był o krok od ucieczki. Ta niestety okazała się bardzo odległa, a przygoda z martwymi nazistami ponownie zmusza Martina do walki o życie swoje i innych. Dodatkowo pomyłka lekarzy z identyfikacją kończyny, która omylnie została wzięta za rękę Martina i przyszyta, daje mu niewyobrażalną moc, w tym moc ożywiania zmarłych.
Co tu dużo mówić, film jest absolutnym geniuszem pod względem występującego w nim czarnego humoru. Masa śmiechu oraz dziwnych i niewyobrażalnie pokręconych scen, to tylko mały procent tego, co twórcy przygotowali dla widza. Jak na film o zombie przystało, nie zabrakło także masy krwi, latających urwanych kończyn no i walających się wszędzie flaków, co mimo wszystko nie wyglądało tandetnie, a jedynie wzmagało ubaw podczas seansu.
Bardzo spodobało mi się, że choć przy zamkniętym zakończeniu, jakie miało miejsce w pierwszej części, twórcy i tak wymyślili naprawdę dobrą kontynuację, która ani trochę nie była naciągana! Powiem więcej, fabuła w drugiej części jest o wiele bardziej rozbudowana, niż w pierwszej, trzymając przy tym taki sam, albo nawet większy poziom absurdu, co zdecydowanie było początkowym założeniem obu części.
Urzekł mnie pomysł na same zombie i sposób, w jaki zostały przedstawione. Nie były to wprawdzie stereotypowe stworzenia wyciągnięte żywcem (albo i nie) z filmów Romero, ale gdyby tak było, film straciłby ogólny zamysł komedii, który znacznie przewyższał elementy horroru. Kolejna kwestia to charakteryzacja, która była znakomita. W filmie, poza ożywionymi, w pełnym umundurowaniu zombie, będziemy mieć też zwykłych, przemienionych ludzi noszących normalne ciuchy, a także wskrzeszonych zombie sowietów. Prawdziwa uczta dla oczu widza, bowiem każdy, nawet najmniej znaczący zombie, został solidnie ucharakteryzowany.
Wprawdzie dla mnie, jako fana tego typu filmów, nie było tu praktycznie nic, do czego mógłbym się przyczepić, to wiem, że są ludzie, którym wiele aspektów będzie przeszkadzać. Przede wszystkim wspomniany humor. Nie da się ukryć, że osoby nie przepadające za czarnym humorem mogą być zniesmaczone faktem, że twórcy nie bawili się w żadne poprawności moralne. Mamy tutaj osoby niepełnosprawne, homoseksualizm, wybuchające dzieci oraz mordowanego dziadka siedzącego na ubikacji za pomocą zlewu. Po prostu nie każdego to rozbawi. Do mnie akurat trafiło i bawiłem się świetnie 😉
Podsumowując, film jest prawdziwym rarytasem wśród komedii o zombie. Niemniej jednak przez specyfikę zawartego tu humoru, film nie jest skierowany do każdego, tylko do tych o nieco spaczonym poczuciu humoru – takim jak moje 😉
Moja Ocena: 8/10
Trailer: