Znana mysz, która skończyła w świecie horroru. Mickey’s Mouse Trap (2024)

Mickey’s Mouse Trap, czyli kolejna próba przeniesienia dziecięcego bohatera do świata filmowej grozy

Mickey's Mouse Trap Banner

Mickey’s Mouse Trap (opis): Na swoje 21 urodziny, Alex otrzymuje od przyjaciół imprezę niespodziankę w salonie gier, w którym pracuje. Wszystko zapowiada fajną zabawę, do momentu, kiedy na imprezie zjawia się tajemniczy mężczyzna w masce Myszki Miki.

Puchatek: Krew i Miód był ciekawym eksperymentem, który okazał się początkiem nowego trendu w kinie grozy. Choć film ostatecznie okazał się niespecjalnie udany, to zdobył rozgłos wśród miłośników horrorów, co przyczyniło się do (już udanej) drugiej części. Chcąc odciąć kupon udanego eksperymentu, kolejny reżyser postanowił dokonać podobnej rewolucji, lecz tym razem biorąc na warsztat Myszkę Miki.

Przy pierwszym filmie Rhysa Frake-Waterfielda poprzeczka była ustawiona naprawdę nisko. Zażenowanie i średnie wykonanie były tak mocne, że nie sądziłem, że można to przebić. Okazuje się, że można. Produkcja Mickey’s Mouse Trap jest tak słaba, że aż naprawdę ciężko w to uwierzyć.

Istnieją filmy, które od początku mają założenie prześmiewcze i nie są tworzone na poważnie. O dziwko fanów tego typu produkcji jest naprawdę sporo i sam zdecydowanie do nich należę. Chcąc nieco zresetować umysł, postanowiłem obejrzeć Mickey’s Mouse Trap, co jak się okazało, było bardzo dużym błędem.

Już od początku czuć, że poziom filmu jest niski, ale przecież z takim założeniem do niego usiadłem. Zamiast absurdalnego i krwawego, a zarazem humorystycznego dzieła, otrzymałem festiwal żenady i niskiej jakości. W tym filmie nie ma absolutnie nic, do czego można byłoby odnieść się w pozytywny sposób, ale od początku.

Fabuła jest dziurawa, chaotyczna, bezsensowna i ostatecznie bardzo słabo zwieńczona. Pomysł na mordercę w masce Myszki Miki miał być czymś innowacyjnym, a był nieprzemyślaną pomyłką. Morderca nie miał żadnej motywacji, nawet najgłupszej i najprostszej, jak to w slasherach bywa. Nic.

To samo tyczy się bohaterów, którzy, pomijając grę aktorską rodem z The Room, nie mieli nic do zaoferowania. Chemii między nimi nie było żadnej (a to przecież grupka przyjaciół), a zachowanie było poniżej logiki (nawet jak na standardy slasherów). Ujęcia kamery, muzyka, gra świateł: to wszystko prezentowało równie niski poziom.

W tym wszystkim światełkiem w tunelu mogły być elementy humorystyczne lub dobrze wykonane i miłe dla oka krwawe sceny morderstw. Niestety nic z tego. Żarty były tak drętwe i wtórne, że nawet nie miałem siły poruszyć ust z litości. Podobne teksty padły już miliony razy w kinie grozy i to dosłownie w tej samej formie.

Momenty morderstw? Te sceny były chyba najgorsze. Krwi było tyle, co nic. Sam akt brutalności opierał się na przejechaniu sztucznym ostrzem po szyi bohatera i pozostawieniu na niej ketchupowej smugi.

Nie oczekiwałem wiele po tej produkcji, naprawdę. Jestem przyzwyczajony do najniższego z możliwych poziomów, ale tutaj, poprzeczka była tak nisko, że chyba sam Szatan w piekle grał w Limbo.

Moja ocena: 2/10

Trailer:

Odwiedź mnie na:

Facebook

Instagram

Tik Tok

YouTube

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

thadstark