Noc Żywych Trupów 3D (2006)
Kolejny remake klasyki zombie z 1968 roku Georga A. Romero. Nowa fabuła, podobni bohaterowie i to samo zagrożenie…
Nastał rok 2006. Tym razem pracą, nad nową odsłoną „Nocy Żywych Trupów” podjął się Jeff Broadstreet. Czy wprowadzenie nowej fabuły, bohaterów i genezy wirusa, dały dobry efekt? Nie do końca.
Zanim przejdziemy jednak do pozytywnych, czy negatywnych aspektów filmu, zobaczmy, co oferuje nam wydanie pudełkowe. Wprowadzona została opcja obejrzenia filmu w 3D. Ludzie lubiący oglądać wychodzący obraz z monitora, na pewno się ucieszą. Ja niestety do nich nie należę, jednak stwierdzam, że danie widzowi wyboru, jest ciekawym pomysłem.
Pierwsze sceny pokazują, że jednak jest powiązanie pomiędzy pierwowzorem, a obecnie oglądanym filmem. Barbara wraz z bratem – Johnym – udają się na pogrzeb ciotki. Kiedy w końcu docierają na cmentarz, wszystko zaczyna przybierać zupełnie odmienny ciąg zdarzeń. Przede wszystkim nie widzimy śmierci Johnnego, tylko moment, w którym zostaje pogryziony, a następnie odjeżdża samochodem, zostawiając siostrę na pastwę umarlaków. Niezbyt miłe zachowanie z jego strony.
Dalej to już zupełnie inny film (chociaż reżyser, pozostawił moment „spektakularnego upadku Barbary” J). Pomimo tych samych imion, koncepcja bohaterów, była zupełnie odmienna. Najbardziej zauważalny był fakt, iż aktor grający Bena, był biały. Dosyć odważne posunięcie, ale to nie koniec. Jak wszyscy wiemy, konflikt pomiędzy Henrym Cooperem i Benem, był bardzo ważnym elementem w oryginale. Tutaj panowie byli wspólnikami w hodowli i rozprowadzaniu „trawki”. Zdecydowanie za dużo zmian jak na ten tytuł. W pewnym momencie stwierdziłem, że tylko zombie pozostali bez zmian – oczywiście mówię tu o zachowaniu, ponieważ charakteryzacja była o wiele gorsza i tandetna. Chociaż motyw walki z wirusem chwilę po śmierci? Hmmm…
Sceneria wpasowywała się w klimat, lecz ujęcia domu były bardzo nietrafione. Tak samo jak momenty, w których zostały pokazywane. Absolutnie wybijało mnie to z rytmu, a nawet zniechęcało do dalszego oglądania. Dodatkowym elementem, jaki pojawił się tutaj, była stodoła, w której Tom wraz z Judy spędzili ostatnie chwile życia. Pominę jednak tą scenę, ponieważ poza nagą aktorką, nie było nic ciekawego.
Gra aktorska, była miejscami śmieszna, a zachowanie bohaterów absurdalne. Chociażby moment, w którym to Henry wraz z Benem wyszli uratować Judy z samochodu. Czy naprawdę muszę to komentować? Rozbawiła mnie również scena, w której to Henry strzela do zombie za szybą. Kim trzeba być, by nie trafić z takiej odległości i opróżnić cały magazynek, nie pozbywając się zombiaka?
Kiedy myślałem, że film nadaje się do skreślenia, pojawia się tajemniczy bohater o imieniu Gerald – z którym przyszło nam się spotkać na początku filmu – i to właśnie on, przedstawia genezę powstania żywych trupów. Chyba najmocniejszy plus filmu, dlatego nie będę go ujawniać, byście mogli sami to ocenić. Dla mnie naprawdę przemyślany i ciekawy wątek.
Podsumowując, jak dla mnie film dobry do obejrzenia jeden raz. Ponowne próby, zwykle nie kończą się dobrze. Fajne przedstawienie początku epidemii, ale poza tym ciężko przytoczyć inne plusy.
Moja Ocena : 6/10
Trailer: