The Walking Dead (sezon 10)
Walka z Szeptaczami trwa, a stojąca na ich czele Alpha nie wie, czym jest litość. Ocalali z Alexandrii zmuszeni są do postępowania wedle reguł ustalonych przez wroga i nikt nie zamierza się temu sprzeciwiać. Mimo wszystko potajemnie trwają szkolenia do ewentualnej konfrontacji, która wcześniej czy później musi nastąpić. W tym czasie wiele się zmienia – starzy wrogowie stają się przyjaciółmi, a najbliżsi sprzymierzeńcy stają przeciwko. Jak zakończy się spór, który pociągnął ze sobą tyle ofiar? Nikt tego nie wie, ale na pewno nie będzie łatwo, ani przyjemnie.
Dziesiąty sezon serialu The Walking Dead, od stacji AMC, pokazuje, jak działa spór pomiędzy jedną a drugą stroną ocalałych. Każdy oczekuje czegoś innego, co wiąże się z walką, której ofiary są liczne po obu stronach. Wielokrotnie poruszany już problem w serii, mimo wszystko pokazuje pełne emocji i poświęcenia losy bohaterów, zmuszonych po raz kolejny walczyć o swoje życie. Czy kontynuowanie tej historii okazało się słuszne? Jak najbardziej!
Nie zliczę już skarg z ust niegdysiejszych widzów, o to, jak bardzo serial poszedł nie w tym kierunku, a sama historia jest nudna i mdła. Osobiście nie podzielam tego zdania i mimo ciągłego „wałkowania” losów bohaterów, nadal twierdzę, że są one ciekawe, co doskonale ukazuje ten sezon. Jest wiele nowych konfliktów, trudnych decyzji i ciekawych zwrotów akcji, które mimo wszystko trzymają w napięciu.
Z tym sezonem wiąże się wiele przeciwności losu, związanych z pandemią i jej konsekwencjami. Premiera ostatniego odcinka została przełożona na dalszy termin, a dodatkowe 6 odcinków, mieszczących się w tym sezonie, nie wniosło wiele, poza kilkoma wyjątkami. Ogólnie całość wypadła dobrze, ale opóźnienie finałowego odcinka bardzo źle wpłynęła na odbiór, przez co podsumowanie całej historii związanej z Szeptaczami wypadło nie tak dobrze, jak powinno.
Jak każdy poprzedni sezon i ten uważam za bardzo dobrze wyprodukowany, zarówno pod względem wizualnym, jak i fabularno-aktorskim. Były momenty lepsze oraz te słabsze, ale finalnie wszystko wypadło dobrze. Można też odczuć brak głównego protagonisty serialu – Ricka – ale, ku mojemu zdziwieniu, tytuł nie upadł przez to. Wielu innych bohaterów zyskało pierwszy plan dla siebie i w większości wyszło to dobrze. Cieszy też spory udział Negana, który sporo namieszał, mimo pozbawienia go jego grupy – Zbawców.
Nie przypadł mi do gustu trochę wątek satelity i stworzonej za jej pomocą radiostacji, z której Eugene nawiązuje kontakt z tajemniczą osobą. Jest to trochę na siłę, choć pozwala to na ukazanie dalszych losów bohaterów, które mogą potoczyć się w różnym kierunku, co poniekąd pokazał jeden z dodatkowych odcinków. Intryguje mnie także konfrontacja Negana z Maggie (która powróciła do serialu), co może zaowocować w ciekawy ciąg dalszy.
Podsumowując, kolejny sezon serialu The Walking Dead, to kolejne przygody, które zostały ukazane w sposób dobry, ciekawy i dopracowany. Nie ma zbyt wielu niepotrzebnych elementów, a całość sprawnie została poprowadzona do przodu, dając sobie możliwość jej kontynuowania. Jest to jednak przedostatni sezon serialu, także powoli zmierzamy ku końcowi całej historii, co z jednej strony mnie smuci, a z drugiej cieszę się, że nie będzie to niekończąca się opowieść.
Moja ocena: 7/10