Daybreak (Sezon 1)
Apokalipsa rządzi się swoimi prawami, a nieprzestrzeganie ich może oznaczać szybką i bolesną śmierć. Są jednak ludzie, dla których całkowity koniec jest zupełnie nowym początkiem. Nastoletni outsider Josh w normalnym świecie był nikim, a wybuch bomby, który zabił wszystkich dorosłych i zamienił większość z nich w krwiożercze ghule zapewnił mu to, czego nie miał wcześniej. Wszystko się zmienia, kiedy postanawia odnaleźć swoją miłość – Sam. W wykonaniu tej misji pomogą mu przejawiająca skłonności psychopatyczne 12-letnia Angelica oraz samuraj-pacyfista Wesley.
Młodzieżowy serial od platformy Netflix „Daybreak” opowiada o losach nastoletnich ocalałych w świecie bezprawia i czyhającej na każdym kroku śmierci. Pustynny klimat rodem z „Mad Maxa” łączy się z niebezpiecznym wrogiem niczym ze „Świtu Żywych Trupów”, a wszystko to przeplatane jest miłosnymi wątkami. Czy taka mieszanka okazała się strzałem w dziesiątkę? Raczej tak.
Dostając coś, co ma określoną grupę odbiorców z góry można założyć, jakie elementy będą się składać na całość takowej produkcji. Przede wszystkim mamy fabularny schemat, który wygląda następująco: początek historii obfituje w mnóstwo żartów i pozwala poznać naszych bohaterów oraz otaczający ich świat. Środek pełen jest zwrotów akcji, pościgów, wybuchów, trudnych decyzji i walk. Z kolei koniec to emocjonujące wyznania głównych bohaterów, wewnętrzne zmiany, walka o marzenia, by finalnie otrzymać happy end. Jednym słowem – typowa młodzieżówka, w której dopatrzyłem się kilku elementów wybijających serial ponad ten wzorzec, ale jest ich naprawdę niewiele.
Wizualnie serial przedstawia się naprawdę dobrze. Otoczenie pełne zniszczenia, nicości i skutków wybuchu bomby. Stroje postaci i wszelkie pojazdy mocno inspirowane „Mad Maxem” prezentują się nienagannie i dają poczucie pustynnego, postapokaliptycznego klimatu. Nawet charakteryzacja zainfekowanych, nazywanych przez bohaterów ghulami robi spore wrażenie. Jednym słowem prawdziwa uczta dla oka.
Fabularnie serial nie ma nic, co mogłoby kogokolwiek zaskoczyć. Zauważyłem też, że ostatnio młodzieżowe produkcje ukazują monologi bohaterów do kamery, jakby ci bezpośrednio rozmawiali z widzami. Nie do końca kupuję ten pomysł, ponieważ miejscami jest to dość sztuczne oraz mało śmieszne. Jedyna rzecz, jaka mnie zaskoczyła, to zakończenie sezonu. Nie mogę go zdradzić, bo byłby to spory spoiler, jednak pod tym względem produkcja niszczy schemat młodzieżowych seriali, a to akurat nic złego.
Sporym plusem jest także przedstawienie bohaterów i odegranie ich przez aktorów. Każdy ma inny charakter, dodatkowo każdy z nich przechodzi wewnętrzną przemianę, którą widać w trakcie całego sezonu. Mimo iż większość podejmowanych przez bohaterów decyzji jest do przewidzenia, to i tak ciekawie się serial ogląda. Historia wprawdzie skupia się głównie na Joshu, ale mamy też sporo okazji przyjrzeć się innym bohaterom, których w serialu jest całkiem sporo (każdy ma własną historię i związane z nią problemy, z którymi musi się uporać).
Największy minus to dla mnie motyw żywych trupów, który jest tłem wszystkiego, co się dzieje między ocalałymi. Nie są one żadnym zagrożeniem, a walka z nimi to tylko niewielki procent całości. Co więcej, ciężko w pełni sklasyfikować ich jako zombie, jednak znacznie bliżej im do truposzy niż np. wampirów czy innych potworów, dlatego występują oni pod nazwą ghuli. Wydaje mi się, że cała produkcja mogłaby się obejść bez nich, a i tak fabularnie dałaby radę.
Podsumowując, „Daybreak” to serial, który jest przewidywalny i mało innowacyjny, ale i tak ogląda się go z wielką przyjemnością. Dobra gra aktorska i wysoka jakość wizualna serialu daje sporo frajdy podczas seansu. Ciekaw jestem co twórcy mogliby zaserwować nam w drugim sezonie.
Moja ocena: 6/10
Trailer: