Niemartwi. Ciała Wasze Jak Chleb (Mikołaj Marcela)

Myśleliście kiedyś o tym, by rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady? Wiele osób tak ma, a jedną z nich jest Michał Sander, który słowa zamienił w czyn. Kiedyś ceniony lekarz, posiadający własną rodzinę i życie, porzucił to wszystko na rzecz samotności. Taka decyzja nie była łatwa, ale najprawdopodobniej uratowała mu życie. Niedługo po jego odejściu, rozpoczęła się zombie apokalipsa, która ominęła go szerokim łukiem. Przed niczym jednak nie da się uciec, ponieważ przypadkowo trafia on na dziwny obrzęd, polegający na uśmiercaniu ludzi przez jednego z niemartwych, z którym styka się po raz pierwszy. Udaje mu się uratować jedynie młodą dziewczynę o imieniu Lena. Dotychczasowy los samotnika zmienia się diametralnie, a jego dalsze przygody będą miały dużo wspólnego z historią ocalonej nastolatki. Czy Michał zdoła pogodzić się z obecnym stanem rzeczy? Na pewno nie będzie łatwo.

Debiutancka powieść Mikołaja Marcela, to próba stworzenia nieco odmiennej historii zombie, wzbogaconej elementami kryminału. Próba przetrwania wśród zombie, miesza się z wciąż pojawiającymi się pytaniami, dotyczących istnienia niemartwych. Czy taki zamysł, okazał się dobry dla debiutanta? Chyba tak.

W książce mamy do czynienia z dwoma wątkami głównymi, które choć z początku różne, mają ze sobą więcej wspólnego, niż by się mogło wydawać. Pierwszy z nich dotyczy wcześniej wspomnianego Michała i Leny, drugi zaś skupia się na tajemniczym śledztwie detektywa Wiktora Strachowskiego, który bada tajemniczą śmierć znalezionych dwóch ciał – człowieka i zombie.

Można by rzec, że wątek kryminalny w świecie apokalipsy zombie nie do końca ma sens. Przecież jak są zombie, człowiek myśli przede wszystkim o tym by przeżyć, a nie by odnaleźć odpowiedzi na pytania. Otóż okazuje się, że nie do końca. Autor zgrabnie połączył historię typową dla książek o zombie, z motywem kryminalnym, polegającym na wyjaśnieniu dziwnego przypadku zgonów.

Bardzo spodobał mi się pomysł na stworzenie różnych frakcji. Mamy Pantery, którzy za swój główny cel obrali oczyszczenie ziemi z zombie. Są również wyznawcy Brata Ezechiela, którzy najbardziej mnie urzekli z racji rzadkiego spojrzenia na zombie z takiej perspektywy. Otóż uważają oni, że zjednoczenie się z zombie to błogosławieństwo, a zabicie go, to najgorszy grzech. Jest też Rada Ludzkości, która próbuje stworzyć bezpieczną dla siebie społeczność, poprzez zabarykadowanie się w danym miejscu i stworzenia tam swojej bazy. Każdy członek wymienionej frakcji, charakteryzuje się odmiennym podejściem na każdej płaszczyźnie życia, podczas czasów zagłady ze strony niemartwych.

Choć wszystko brzmi nieźle, nie obejdzie się bez negatywów. Otóż po pierwsze, średnio mi się spodobał pomysł na zombie. Fajnie, że nie były one biegającymi maszynami do zabijania i dość mocno przywodziły na myśl te stworzone przez Romero, to fakt, że w pewnym momencie zaprzestały atakowania ludzi (bez większych powodów), był dość dziwny i niespecjalnie do mnie trafił. Kolejna rzecz to panujący chaos. Mikołaj Marcela zdecydował się na wielowątkowość, ale czasami miałem wrażenie, że nie do końca potrafi nad nią zapanować. Wiele postaci, historii i akcji mieszało się ze sobą, wzbudzając w czytelniku niezrozumienie czytanej treści. Na szczęście, pod koniec sporo wątków się ze sobą łączy, co nieco stabilizuje całość.

Podsumowując. Czuć, że książka napisana została przez osobę, która miała fajny pomysł, ale nie do końca potrafiła to zgrabnie przenieść na papier. Wiele można zarzucić, ale na pewno lektura nie będzie stratą czasu, choć bardziej polecam ją fanom zombie, niż przeciętnym czytelnikom.

Moja Ocena: 6/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

thadstark