7. Alarm
Podczas drogi do pokoju spotkałem Karola.
– Bardzo mi przykro Dawid, wiem ile ona dla Ciebie znaczyła, ale mi też nie była obojętna. Wiedziałem, że będziesz chciał tu wrócić, dlatego wraz z chłopakami zabraliśmy jej ciało. W samo południe wyprawimy jej należyty pogrzeb.
Udało mi się wymusić lekki uśmiech.
– Na prawdę ci dziękuje. Jeżeli będę mógł w jakikolwiek sposób się odwdzięczyć to mów.
– Teraz idź i odpocznij. Cały czas wyglądasz jak świeżo pomalowana ściana.
– Tak zrobię. Jeszcze raz dziękuję.
Karol odprowadził mnie wzrokiem.
Po wejściu do pokoju, od razu usiadłem na łóżku. Zapomniałem nawet, że 2 godziny temu, znajdowało się tu ciało mojej ukochanej. W powietrzu wciąż czuć było śmierć. Byłem wdzięczny Karolowi za to, że się tym wszystkim zajął.
Zmęczenie psychiczne zwyciężyło. Nie mogłem przestać myśleć. Wszystko wydawało się nierealne. Jak mogłem dopuścić by to wszystko się stało? Za każdym razem, kiedy zamykałem oczy, widziałem twarz Sylwii ze snu. W głębi duszy nie mogłem sobie tego wybaczyć. Pragnąłem śmierci tak bardzo, że wszystko inne stało się nieistotne. Los wszystkich ludzi był mi obojętny. Chciałem położyć się i nigdy nie wstać. Po co walczyć, skoro wszystko zaczynało się rozpadać? Nie walczyliśmy o to, by świat był lepszy. Ludzkie życie stało się najmniej ważnym elementem istnienia. Więc dlaczego? By nasze dzieci żyły w świecie pełnym strachu? By nigdy nie zaznały szczęścia i radości? By ciemność stała się dla nich jasnością?
Cały czas zadręczałem się tą myślą. Mrok obecnego świata przysłonił mój umysł. Nie mogłem normalnie funkcjonować. Wiele razy zastanawiałem się, jak skończyć z samym sobą. Niestety, za każdym razem strach zwyciężał. Nawet wtedy, gdy przystawiłem sobie pistolet do głowy. Byłem tak bliski by to wszystko zakończyć właśnie tu gdzie się zaczęło. Stchórzyłem. Może moja świadomość cały czas chce mi powiedzieć, że moje istnienie ma jednak jakiś sens. Gdyby tak nie było, już dawno leżałbym martwy.
Otarłem twarz z potu, chodź cały czas było mi zimno. Ręce nie przestawały mi się trząść. Nie mogłem tego opanować.
Przy łóżku widniało nasze wspólne zdjęcie. Sięgnąłem po nie i od razu uroniłem łzę. Byliśmy wtedy na działce jej dziadków. Za nami widniał piękny krajobraz polskich gór. Jej rodzice byli z pochodzenia góralami, więc często spędzaliśmy tam wolny czas. Przez chwilę poczułem zapach świeżego górskiego powietrza. Zatraciłem się we wspomnieniach.
Ze stanu, w którym byłem wyrwał mnie alarm wzywający wszystkich na plac. Ocknąłem się i od razu chciałem wybiec, jak za każdym wcześniejszym razem. Tym razem grawitacja nie była po mojej stronie. Po dwóch pierwszych krokach upadłem. Cały czas moje ciało było mi zupełnie obce. Przy drugim podejściu, było lepiej. Udało mi się wyjść z pomieszczenia, nie zaliczając kolejnej wywrotki.
Jeden ze strażników włączył syrenę alarmową, która wyła, dopóki wszyscy nie zjawili się w jednym miejscu. Dołączyłem jako ostatni, kiedy od razu dowódca zabrał głos.
– Słuchajcie mnie wszyscy! Po zdarzeniu, które miało miejsce dzisiaj z samego rana, postanowiliśmy zmienić zasady w obozie na bardziej ostrożne. Teraz po każdej misji, wszyscy członkowie wyprawy zostaną dokładnie zbadani przez naszych lekarzy. Może wydawać się to absurdem, ale nie możemy sobie pozwolić na takie incydenty. O mały włos, a jeden z nas byłby po stronie wroga. Chcemy być bardziej pewni o bezpieczeństwo swoje i wasze. Nie zrozumcie mnie źle, ale z dnia na dzień tracimy łączność z kolejnymi obozami i nie chcemy by i nasz spotkał taki los, jaki przytrafił się oddziałowi pod Łomiankami. Robimy to wszystko by żyło wam się lepiej.
Po wyczerpującej wypowiedzi, każdy spojrzał po sobie aż w końcu wszystkie spojrzenia wylądowały na mnie. W tym momencie dowódca powiedział.
– Dawid! Pozwól ze mną. Chcę abyś został dokładnie zbadany, byśmy mieli pewność, że jesteś zdrowy.
Serce zaczęło bić mi coraz mocniej. Wiedziałem jak to się skończy, ale nie wiedziałem czy byłem gotów na taki rozwój wydarzeń. Po całym zebraniu podszedł do mnie jeden ze strażników i stanął na wprost mnie.
– Szeregowy Bartłomiej Wiedeń – zasalutował – Z rozkazu naszego dowódcy, mam zaprowadzić cie na badania do naszego specjalisty. Proszę chodź ze mną.
Czułem jak wszystko w środku wywraca się do góry nogami. Każdy narząd zmienił swoje obecne położenie. Nie mogłem teraz uciec bo byłem na widoku wszystkich. Nie zostało mi nic innego jak pójść za nim nie wzbudzając niczyich podejrzeń.