9. Ucieczka
Jeszcze nigdy nie musiałem posunąć się do takiego czynu, lecz w tych czasach już nic mnie nie dziwiło. Patrzyłem na swoje ręce, które aż drżały na myśl o tym, co mogło się stać. Człowiek w genach ma zapisaną walkę o własne życie i właśnie tego doświadczyłem. Teraz już sam podążałem w stronę swojego pokoju. Nie było wyjścia, musiałem się spakować i uciekać jak najdalej. Kiedy już widziałem zarys budynku, usłyszałem znajomy głos.
– Dawid poczekaj!
Spojrzałem w kierunku, z którego dobiegał i widziałem biegnącą Sarę. Nie miałem za bardzo czasu na pogawędki, nie miałem już czasu na nic.
– I co w końcu Ci zrobili? Słyszałam, że teraz każdy musi przejść przez coś takiego.
– Wybacz, ale bardzo się spieszę.
– Co ci się stało? Wyglądasz jakoś inaczej.
– Kiedy indziej ci wytłumaczę, teraz muszę iść.
Zostawiłem w tyle Sarę. Musiałem pożegnać się z obecnym życiem. Wiedziałem, że to co teraz robię może ocalić nie tylko Sarę, ale i cały obóz. Nadszedł czas bym pozostał sam.
Nie odwracając się wszedłem do pokoju. Chwyciłem pierwszą torbę jaką miałem pod ręką i zacząłem pakować wszystko to, co wydało mi się najpotrzebniejsze. Mimo iż zostało 21 godzin życia, to czułem, że chcę mieć przy sobie parę drobiazgów. Pierwszą rzeczą, o której nie mogłem zapomnieć, było zdjęcie z Sylwią. Biorąc je do ręki, spojrzałem na jej pozbawioną śmierci twarz. Nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo mi jej brakuje. W ciągu jednej sekundy moje życie się zmieniło. Najpierw straciłem ukochaną a niedługo sam do niej dołączę. Nie wiedziałem sensu tego wszystkiego, ale pomimo tego chciałem walczyć o swoje życie. Wziąłem jakieś ubranie, trochę puszkowanego jedzenia, 3 butelki wody pitnej i pistolet z zapasowymi 2 magazynkami, kiedy usłyszałem za sobą męski głos.
– A ty gdzie się wybierasz?
To był Karol. Mój najlepszy przyjaciel. Pierwszy raz od początku zarazy, nie ucieszyłem się na jego widok.
– Spotkałem Sarę po drodze do ciebie. Powiedziała mi, żebym zobaczył co się z tobą dzieje. Podobno dziwnie się zachowujesz.
– Proszę, odejdź i zapomnij, że mnie widziałeś.
– Co się dzieje?
– Nie mogę… ja na prawdę…
– Mi możesz powiedzieć wszy…
– Jestem zarażony.
Zapadła grobowa cisza.
– Nie udało mi się wyjść cało dzisiaj rano. Ugryzła mnie.
– Dawid… ja… ja muszę o tym powiedzieć dowódcy.
– On mnie zabije jeżeli tylko się o tym dowie.
– A jeżeli dowódca ma lek? Jeżeli wie jak ci pomóc?
– Wiesz, że to nieprawda.
– Proszę daj sobie pomóc. Jeżeli jest nadzieja to jest ona tutaj.
– Naprawdę wierzysz w to, że jest lekarstwo? Obudź się w końcu Karol! To nie jest pierdolona gra, w której wystarczy za pomocą jebanego klawisza pozbyć się zarazy. To jest życie! Zrozum to wreszcie! – sam przestraszyłem się swojego głosu.
– Przykro mi Dawid, znasz procedurę.
– Nie zrobisz tego.
– Owszem zrobię. Jeszcze mi za to podziękujesz.
– Wybacz – w tym momencie Karol upadł na podłogę łapiąc się za nogę – nie chciałem by to tak się skończyło.
Pocisk wbił się w łydkę, zostawiając w nodze dziurę sporej wielkości. Krew zaczęła powoli wyciekać z rany, a wrzask Karola był coraz bardziej donośny. Byłem na siebie wściekły, że zostawiłem go w takim stanie, ale na pewno ktoś go w końcu usłyszy i odpowiednio się nim zajmie. W tym czasie ja będę układać moje nowe, krótkie życie w innym miejscu.
Gdy już zostawiłem obóz daleko za sobą, stanąłem i odwróciłem się. Wtedy po raz ostatni widziałem swój dom, swoich przyjaciół i innych otaczających mnie ludzi. Nie pozwoliłem sobie na chwilę zwątpienia i podążyłem dalej ścieżką, prowadzącą w nieznany mi nowy, gorszy świat.