Miasto Żywej Śmierci (1980)
Po samobójstwie księdza w niewielkim miasteczku Dunwitch zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Ludzie giną, a wszystko wskazuje na to, że odpowiedzialni są za to zmarli. Chcąc zapobiec rozprzestrzenianiu się żywej śmierci, czwórka nieznajomych musi odnaleźć grób duchownego i raz na zawsze zamknąć bramy piekła, nim będzie za późno.
Rozpoczynająca trylogię śmierci Lucio Fulciego produkcja „Miasto Żywej Śmierci” to ukazanie tajemniczej i niezwykle krwawej historii miasteczka, które musi zmierzyć się z bezlitosnymi siłami zła za sprawą czwórki przypadkowo zapoznanych ze sobą ludzi. Jeden incydent sprowadził na świat prawdziwy koszmar, który będzie niezwykle ciężki to ujarzmienia. Czy poprowadzenie filmu tym torem było dobrym pomysłem? Jak najbardziej!
Włoska kinematografia zasłynęła doskonałymi produkcjami o zombie i to wielokrotnie. Wymienić tutaj możemy takie filmy jak „Burial Ground – Nights of Terror”, „Nightmare City” czy chociażby moje ukochane „Zombie Pożeracze Mięsa” w reżyserii Lucio Fulciego, który na swoim koncie ma także powyższe „Miasto Żywej Śmierci”. Wiele z tych produkcji łączy ze sobą podobne kryteria fabularne lub rozwiązania wizualne. Rzadko kiedy całość wypełnia aura tajemniczości i niepokoju, a w tym wypadku jest jej pod dostatkiem.
Chyba najbardziej charakterystyczną cechą włoskich filmów o zombie lat 80. jest duża dawka świetnie ukazanego gore oraz dość specyficzna, lecz bardzo klimatyczna, charakteryzacja żywych trupów. W przypadku „Miasta Żywej Śmierci” te czynniki są również bardzo widoczne, choć o dziwo samych zombie jest dość mało. Skłonny jestem nawet powiedzieć, że widoczne w filmie zmartwychwstałe kreatury to nie są zombie, lecz coś na wzór demonów. Same żywe trupy pojawiają się dopiero na końcu filmu i to tylko na krótką chwilę.
Sceneria i towarzyszący jej klimat budzi podziw od samego początku. Mała mieścina, mroczny cmentarz i tajemnica, której rozwiązanie wiąże się z niezwykłym niebezpieczeństwem. Z reguły produkcje tego rodzaju główny nacisk kładą na niezliczoną ilość brutalności, pomijając tym samym fabularny sens i dobry smak. W tym wypadku granica ta nie została przekroczona, nie ujmując nic klimatowi. Na uznanie zasługuje również doskonale dopasowana do całości muzyka.
Film różni się od typowego kina gore, które dominowało we Włoszech w latach nakręcenia „Miasto Żywych Trupów” i wielu może kojarzyć powstałe wtedy filmy jednoznacznie. Seans powyższego tytułu może różnić się od tego, jakie miało się załażenia i nastawienie przed włączeniem produkcji. Nie jest to nic złego, jednak wielu miłośników filmów gore może poczuć delikatne rozczarowanie, choć uważam, że mimo wszystko i o ten aspekt reżyser zadbał.
Podsumowując, film „Miasto Żywej Śmierci” nie tylko czerpie spore ilości z gatunku gore, co wprowadza do niego większą zwięzłość fabularną i klimat, który widz łapie od razu. Dobrze zrealizowany pod każdym względem film zrobi wrażenie nie tylko na fanach kina grozy.
Moja ocena: 7/10
Reżyseria: Lucio Fulci
Rok produkcji: 1980
Kraj: Włochy
Gatunek: Horror
Czas trwania: 1:33 godz.
Trailer: