Resident Evil 6
Epidemia przemieniająca ludzi w krwiożercze zombie osiąga zasięg globalny. Twór korporacji Umbrella zbiera coraz to nowe żniwa w postaci ludzkich istnień. Tylko niewielu może sprostać niebezpieczeństwom, które czyhają na drodze do uratowania świata. Co więcej, same zombie nie są jedynym zagrożeniem, jakie stanie na drodze bohaterom podczas ich misji. Mutacje wirusa C przyczyniły się do powstania jeszcze groźniejszych i nieobliczalnych stworów, z którymi będą musieli się zmierzyć. Ponadto na drodze każdego bohatera stanie tajemnicza kobieta, pytanie tylko, czy jest ona po dobrej stronie?
Stworzona z największym akcyjnym rozmachem szósta część serii Resident Evil to kolejny tytuł, który ukazuje zmagania ludzkości z bezwględną światową korporacją Umbrella i jej tworami. Nie ma już miejsca na błędy i niepewność, bowiem w grę wchodzi przyszłość całej rasy ludzkiej. Czy przekształcenie tytułu z serii w pełnoprawną grę akcji było dobrym rozwiązaniem? Nie jestem tego taki pewien.
W odróżnieniu od i tak mocno zmienionej struktury czwartej i piątej części, twórcy tym razem wracają do znanego z serii motywu zombie i jej wszelkich mutacji. Z każdym kolejnym tytułem znany z pierwszych części gatunek survival horror ustępował nadmiernej akcji, która w tej odsłonie osiągnęła absolutny szczyt względem wcześniejszych odsłon. Skradanie się i unikanie zagrożenia przemieniło się w bezpośrednie i widowiskowe starcia z coraz to dziwniejszymi i potężniejszymi stworami. Czy to dobrze? Kwestia gustu, ale dla mnie towarzyszący serii klimat całkowicie wyparował.
Jak przystało na grę akcji, uświadczymy tutaj niemal wszystkiego – niemożliwe do wykonania wyczyny bohaterów, nadmierne wybuchy i sceny rodem z wysokobudżetowego kina katastroficznego, w którym, jak zwykle, bohaterowie wychodzą bez szwanku. Osobiście nie uważam, by kierunek obrany przez Capcom był zły, jednak w tym wypadku pewna granica zdrowego rozsądku została przekroczona za bardzo.
Fabularnie gra podzielona jest na cztery rozdziały – Leona Kennediego, Chrisa Redfielda, Jake’a Mullera oraz Ady Wong. Każdy przenosi nas w różne zakątki świata, jednak akcja epizodów dzieje się w tym samym czasie (o czym świadczą liczne wzajemne spotkania bohaterów). Uważam to za dość ciekawy zabieg, by niewiadome z jednego rozdziału zostały rozwiewane historią innego. Same rozdziały podzielone są na 5 misji, których ukończenie trwa mniej więcej ok. 5 godzin (co daje nam mniej więcej 20 godzin rozgrywki).
Rozgrywka przybrała na prędkości, a nasi bohaterowie zyskali sporo nowych umiejętności, takich jak widowiskowe salta, uniki, znacznie urozmaiconą walkę wręcz oraz całkiem pokaźny arsenał broni. W każdej kampanii mamy mozliwość wcielić się w jedną z dwóch grywalnych postaci, a odróżnia je jedynie kilka odmiennych broni oraz, w niektórych momentach gry, możliwość dostania się do innej części mapy, niż partner. Dodatkowo obecna część wprowadza do uniwersum sporo nowych twarzy oraz pozwala ponownie spotkać się z tymi, których mieliśmy okazję zobaczyć we wcześniejszych.
Największym plusem, tak jak w przypadku poprzedniej odsłony, jest możliwość grania w kooperacji z drugim graczem na jednym ekranie lub poprzez sieć. Możemy wspólnie wykonywać misje w kampanii, jak i rozegrać mecze w dodatkowych trybach gry. Niestety poza tym znaczna część pozostałych elementów kuleje. Nadmierna wyobraźnia twórców daje o sobie znać niemal na każdym etapie, a znacznie przyspieszone tempo rozgrywki powoduje mniejszą przyjemność podczas grania.Nic dziwnego, że ta część cieszy się namniejszym uznaniem przez fanów uniwersum.
Podsumowując, gra pozwala na kilka godzin fajnej rozgrywki, ale tylko wtedy, jeżeli przymknie się oko na sporo jej elementów. Głównie chodzi tu o aspekty fabularne oraz nadmierną akcję i wynikające z niej sterowanie. Można rzec, że szósta część Resident Evil najbardziej odstaje od serii i to nie do końca w dobrym tego słowa znaczeniu.
Moja ocena: 5/10
Studio: Capcom
Rok: 2020
Gatunek: Akcja / Strzelanka TPP
Trailer: