Po opanowaniu miasta przez dziwną odmianę czarnej ospy zarazę, ludzie zaczęli przejawiać silnie agresywne zachowania. Co więcej, zainfekowani byli odporni na wszelki ból, a to wszystko dlatego… że byli martwi. Zdolni do samoregeneracji i niemal niemożliwi do unicestwienia zarażeni stali się największym zagrożeniem, jakie do tej pory spotkała ludzkość. Ocalały personel jednego z wrocławskich szpitali psychiatrycznych stara się za wszelką cenę przetrwać, pozostając wiernym swojemu powołaniu niesienia pomocy pacjentom. Wszystko jednak nie idzie tak, jak powinno, a walka o przetrwanie z każdą minutą staje się trudniejsza.
Stanowiąca poboczną historię cyklu „Szczury Wrocławia”, autorstwa Roberta Szmidta, powieść „Szpital”, tak samo jak „Kraty”, opisuje losy bohaterów, którzy walczą z rozpowszechniającą się wszędzie zarazą zamieniającą ludzi w zombie. Tym razem padło na personel oraz pacjentów jednego z wrocławskich szpitali psychiatrycznych, którzy pomimo odcięcia się od katastrofy, muszą stawić czoła temu, co dzieje się wewnątrz budynku. Czy stworzenie spin-offu w takiej formie było dobrym pomysłem? Jak najbardziej!
Tak jak w poprzednich powieściach serii, tak i tutaj autor serwuje nam sam początek infekcji widziany z innego punktu widzenia. Całe tło fabularne obraca się wokół początku pandemii, która bardzo szybko nabiera tempa i zbiera swoje żniwo. Zamknięci i odizolowani od świata zewnętrznego lekarze, pielęgniarki i pacjenci szpitala na własnej skórze poznają nie tylko zagrożenie wynikające z kontaktu z zainfekowanymi, ale także zmierzą się z innymi czynnikami katastrofy, takimi jak głód czy panika związana z zamknięciem wewnątrz szpitala.
W poprzednich tomach narzekałem na to, że fabuła jest nieco przeciągnięta i jest cała masa niepotrzebnych wątków, które nużą podczas czytania. Z racji o wiele skromniejszej objętości „Szpital” ma w sobie zawartą tylko niezbędną treść do opowiedzenia konkretnej historii, co zdecydowanie służy całości. W żadnym momencie się nie nudziłem, a losy bohaterów (których wcale nie ma tak dużo) śledziłem z wielkim zainteresowaniem.
Ciekawym aspektem jest również ukazanie pacjentów, którzy przez swój stan nie są samodzielni (jak chociażby więźniowie z „Krat”) i są także bardzo nieprzewidywalni. Z jednej strony personel musi myśleć o sobie i za wszelką cenę nie może dopuścić do rozpowszechnienia się infekcji. Z drugiej zaś, muszą oni dbać o pacjentów, by ci nie zrobili sobie krzywdy. Co więcej, nie są oni także w stanie sami zrobić sobie jedzenia ani podać niezbędnych leków. Wszystko utrzymane zostało w roku 1963, czyli w czasach, kiedy medycyna wyglądała zupełnie inaczej i pojęcie o niej (zwłaszcza w przypadku chorób psychicznych) było zupełnie inne.
Podobały mi się wszelkie zwroty akcji, a bohaterowie wyróżniali się indywidualnymi cechami. Autor ponownie wykorzystał realnie istniejące osoby, które przeniósł do swojej powieści nie tylko z imienia i nazwiska, ale także z indywidualnych cech charakteru oraz znaków szczególnych. Dzięki temu każda z postaci jest odmienna i czuć różnorodność ich zachowania w różnych sytuacjach. Cała akcja poprowadzona jest sprawnie i w żadnym jej elemencie nie odczujemy chaosu.
Podsumowując, „Szpital” stanowi dla mnie jak do tej pory najlepszą odsłonę cyklu, głównie ze względu na pozbawienia treści zbędnych elementów. Jest krwawo, klaustrofobicznie i wszędzie aż kipi klimatem dzięki umiejscowieniu akcji w takich, a nie innych czasach. Zdecydowanie polecam także osobom, które nie zapoznały się z poprzednimi tomami, ponieważ „Szpital” można czytać jako odrębną powieść.
Moja ocena: 8/10
Autor: Robert J. Szmidt
Wydawnictwo: Insignis
Liczba stron: 240
Cena okładkowa: 39.99 zł
Data wydania: 31 lipca 2019
Okładka: miękka