„Myślę, że jako ludzie potrzebujemy jakiejś obrony przed tym, jak kruche i niepewne jest nasze życie”. Wywiad z Dominiką Skoczeń
Choć debiut nie jest łatwym zadaniem, to autorzy cały czas próbują swoich sił w napisaniu książki.
Nie zawsze wychodzi to dobrze, jednak nie raz możemy natknąć się na prawdziwą perełkę. Jedną z takich perełek jest powieść W Imię Boga, autorstwa Dominiki Skoczeń, z którą miałem przyjemność przeprowadzić wywiad. Poniżej znajdziecie całą naszą rozmowę.
Łukasz Rzadkowski: W swojej książce „W imię Boga” dużą wagę przykładasz klasyfikacji społecznej. Czy Twoim zdaniem jest to problem, na który warto zwrócić uwagę w naszym realnym świecie?
Dominika Skoczeń: Pisząc „W imię Boga”, bawiłam się myślą, co by było, gdyby każdy miał dosłownie wypisane na twarzy, czy Bóg uważa go za wartościowego człowieka, godnego Jego łaski, czy nie. Wystarczy, że ktoś nas dotknie i już stajemy się przedmiotem jego osądu. Jaki świat mógłby wykiełkować z tego pomysłu? To jest właśnie piękno fantastyki, która pozwala nam eksperymentować. Pozwala zasiać ziarno i zobaczyć, co z niego wykiełkuje, a na koniec zostawić nas z refleksją nad tym, czego doświadczyliśmy.
Mamy to szczęście, że żyjemy w jednym z najlepszych miejsc na świecie i w historii pod względem warunków życia i równości społecznej. Co oczywiście nie znaczy, że jest idealnie. Podziały między ludźmi istnieją i dalej mamy mnóstwo pracy przed sobą, zwłaszcza jeśli chodzi o tolerancję względem inności. Obawiam się, że nigdy nie uda nam się osiągnąć ideału w tej materii. Świat jest niestety tak paskudnie skonstruowany, że do ideału nie da się dotrzeć, a nawet jeśli, to nie da się go długo utrzymać. Ale na pewno możemy do tego dążyć, oczywiście bacząc na rozsądek i poszanowanie wolności innych ludzi.
ŁRz: Wnioskując już po samym tytule, aspekt religijny także odgrywa znaczącą rolę w Twojej książce. Czy myślisz, że wiara jest kluczowym elementem dla człowieka?
DS: Myślę, że kluczowa jest nadzieja. Ta niezwykła wiara w to, że mimo że wszystko dookoła wali się w gruzy i nie ma żadnych logicznych przesłanek, wskazujących na to, że fortuna może się odwrócić, wszystko jeszcze będzie dobrze. Jedni znajdują ją w religii, składając swój los w ręce niepoznanej, wszechmocnej istoty, która nad nami czuwa. Inni w nauce i postępie technologicznym. Ktoś jeszcze w otaczających go ludziach albo liczy na zwykły łut szczęścia. Ale nie da się ukryć, że religia od zawsze towarzyszy ludzkości.
Myślę, że jako ludzie potrzebujemy jakiejś obrony przed tym, jak kruche i niepewne jest nasze życie; jak czasem losowe wydarzenia potrafią całkowicie zmienić jego bieg. Religia z pewnością zapewnia duży komfort psychiczny, daje poczucie uporządkowania, a także pewnej kontroli nad naszym życiem. Bo oczywiście w ostateczności nasz los zależy od Boga. Możemy przez modlitwę prosić go o pewne łaski i mieć nadzieję, że je otrzymamy, jeśli są dla nas przeznaczone. Każdy z nas ma jakąś relację z religią. Możemy się przez nią zdefiniować. Jesteśmy katolikami. Albo osobami wierzącymi w Boga, ale nie w Kościół. Albo ateistami, agnostykami, a może wierzymy w jakąś istotę wyższą, ale nie potrafimy jej zdefiniować. To, że większość z nas ma odpowiedź na to pytanie, a nie po prostu wzrusza ramionami, mówiąc „nigdy się nad tym nie zastanawiałem” sugeruje to, że jest to zagadnienie, które nas w jakiś sposób porusza.
ŁRz: Główna bohaterka – Laila Hencelrinki – nieco odbiega od popularnego ostatnio trendu w fantastyce, ukazującego silne i często niezależne kobiece postacie. Czy warto wymykać się popularnym schematom, czy lepiej iść z ich nurtem?
DS: Bardzo nie lubię tego popularnego ostatnio poglądu, że jeśli ktoś korzysta z pomocy, to znaczy, że nie jest silny. Siła człowieka może wynikać z bardzo wielu rzeczy. Trzeba wiele odwagi poprosić o pomoc. Jeszcze więcej wewnętrznej dojrzałości, żeby wiedzieć, kiedy o pomoc poprosić, a następnie ją przyjąć i nie czuć się z tego powodu gorszym. Myślę, że brakuje nam ostatnio w popkulturze bohaterek, które manifestowałyby swoją siłę w inny sposób – przez swoją mądrość, spokój ducha, wnikliwość, wrażliwość na drugiego człowieka, niezłomność, ale także zdolność przyznania się do błędu i tak dalej.
Wymykanie się schematom zawsze jest ryzykowne, bo ludzie lubią to, co znają. Istnieją pewne wzorce opowiadania historii, które są głęboko zakorzenione w naszej kulturze. Jeśli słyszymy dowcip, czekamy na puentę. Jeżeli pojawi się tajemnica, oczekujemy jej rozwiązania. Jeśli bohater trafi do innego świata, oczekujemy, że uda mu się wrócić do domu, albo chociaż zostać bohaterem tego nowego świata i wygodnie się tam zadomowić. Niedopełnienie takiego schematu może spowodować, że czytelnik poczuje się sfrustrowany, oszukany. Książka będzie miała pod górkę, nie będzie chciała się sprzedawać.
Jeśli jednak pewien schemat staje się zbyt popularny, nadużywany i powoduje w czytelnikach znużenie i irytację, złamanie tego wzorca może być strzałem w dziesiątkę. Jeśli czytelnicy znudzili się już wampirami, wilkołakami i wszystkimi romansami z istotami nadprzyrodzonymi, być może nadszedł czas by napisać dystopię dla młodzieży, która z kolei rozpocznie modę na dystopijne Young Adult. Jest tylko jeden problem. Czy to już pora na zmianę? Wymykanie się schematom to wielkie ryzyko i gdybym miała oszacować je na zimno, to powiedziałabym, że raczej się nie opłaca. Bo jeśli nie trafimy z naszym pomysłem, zrobimy coś zbyt oryginalnego, to książka może w ogóle nie znaleźć zainteresowania u czytelników. Na szczęście autorzy zwykle piszą raczej co im w duszy gra, a nie to, co się najbardziej opłaca, więc jest to rozważanie głównie filozoficzne 🙂
ŁRz: Fantastyka, jako gatunek, cały czas ulega zmianie. Już nie chodzi w niej o epickie walki najróżniejszych ras, czy ciężką do przebycia drogę z punktu A do punktu B. Czym dla Ciebie jest fantastyka i co musi w sobie mieć, by zwróciła Twoją uwagę?
DS: Dla mnie książkę „sprzedają” bohaterowie. Nie muszą być bohaterscy, nie muszę ich nawet lubić, ale muszę sprawiać wrażenie żywych, myślących i czujących postaci. Oczywiście będzie to znaczyło trochę co innego w książkach Pratchetta, a co innego w ponurym świecie Gry o Tron. Muszę przyznać, że ostatnio jestem nieco znużona wielkimi konfliktami, przemarszami armii i ratowaniem światów. Marzą mi się obyczajowe książki fantasy. Nie romantasy, tylko właśnie książki obyczajowe, w magicznym świecie. Lokalne opowieści, historie ludzi, którzy żyją w (z naszego punktu widzenia) niezwykłych okolicznościach. Uważam, że to bardzo ciekawy kierunek do eksplorowania wewnątrz tego gatunku.
ŁRz: Jako @CzerwFantastyczny często oceniasz różne twory kultury, w tym także książki. Teraz sama przeszłaś na stronę twórcy konkretnej historii i stałaś się autorką. Czy tak właśnie wyobrażałaś sobie tę drugą stronę świata książek?
DS: Książki, opowiadania i wiersze pisałam od małego (choć „W imię Boga” to moja pierwsza wydana praca). Sam proces twórczy nie był dla mnie nowością, zaczęło się to dużo wcześniej niż kanał na YouTube. Współpraca z wydawnictwem była świetna. Wydawnictwo Hm… z wielkim zaangażowaniem podchodzi do swoich autorów. Widać, że kochają, to co robią, więc myślę, że nie mogłam lepiej trafić ze swoim debiutem. Chociaż przyznaję, że był to czas bardzo wytężonej pracy. Żonglowanie pracą zawodową, kanałem na YouTube i książką było naprawdę trudne i cierpiało na tym głównie moje życie osobiste, ale uważam, że było warto, bo wydanie książki to wspaniała przygoda!
Oczywiście najwięcej nerwów było przed premierą. Jako publicystka jestem przyzwyczajona do tego, że otwieram się na innych. Ludzie, którzy mnie nie znają, stykają się z czymś, co dla nich stworzyłam, oglądają film, filtrują go przez siebie, swoje emocje i doświadczenia, a następnie wydają mniej lub bardziej łaskawy werdykt. Wydaje mi się, że dzięki temu, jak na debiutanta byłam całkiem nieźle przygotowana na wydanie swojej powieści. Natomiast przekonałam się, że zupełnie inaczej odbieram krytykę książki, niż filmów na YouTube. Może to dlatego, że to pierwsza powieść, którą wydałam? A może tego, że książka powstaje znacznie, znacznie dłużej, więc jestem do niej bardziej przywiązana emocjonalnie? Pozostaje tylko napisać kolejne książki i się przekonać.
ŁRz: Wielu autorów mówi, że czytanie to klucz do pisania. Po jaki gatunek Ty sięgasz najczęściej jako czytelniczka?
DS: Moim ukochanym gatunkiem jest fantastyka, z przewagą fantasy. Po science fiction sięgam znacznie częściej na ekranie niż na papierze.
ŁRz: Możesz zdradzić, czego możemy spodziewać się w Twoim wykonaniu w najbliższym czasie?
DS: Och, ostatnio mnóstwo się dzieje! Właśnie powstają unikatowe karty tarota stworzone w świecie „W imię Boga”. Rysuje je niezmiernie utalentowany artysta, Przemysław Wideł, który stworzył też zakładkę do mojej książki. Widziałam już pierwsze concept arty i wyglądają rewelacyjnie! To niesamowite patrzeć jak mój świat ożywa. Kiedy staramy się z Przemkiem zawrzeć w każdej karcie jak najwięcej klimatu i wyjątkowości świata „W imię Boga”, zachowując równocześnie głębię znaczeń kart tarota.
No i oczywiście mój kanał na YouTube, gdzie komentuję popkulturę, dalej działa pełną parą. Dostałam też sporo zaproszeń na różne konwenty, niestety z braku czasu musiałam odmówić wystąpienia na większości z nich. W ten weekend będzie mnie można spotkać na Śląskich Dniach Fantastyki, gdzie będę miała prelekcję i będę brała udział w panelu poświęconym światotworzeniu. Także tyle się dzieje, że aż sama nie wiem, w co ręce włożyć. Ale to cudownie, bo ja lubię, jak się dzieje, przynajmniej nie jest nudno!
ŁRz: Złota zasada pisania Dominiki Skoczeń to…?
DS: Moim zdaniem są trzy filary skutecznego pisania. Po pierwsze (i tu chyba nikogo nie zaskoczę) pisać. Pisząc doskonalimy warsztat, bez praktyki nikt jeszcze nie stał się dobry w dowolnym wybranym przez siebie zajęciu. Poza tym tylko pisząc, akapit po akapicie, strona po stronie, mamy szansę dokończyć nasze dzieło. Czy to będzie opowiadanie, czy dłuższa powieść.
Po drugie poprawiać. Poprawiając i analizując swój tekst, uczymy się na błędach. Stajemy się lepszymi pisarzami dużo szybciej, niż jeśli będziemy tylko produkować kolejne teksty.
Po trzecie pytać o radę. Nie mamy obowiązku znać się na wszystkim i wszystkiego wymyślić sami. Oczywiście porządny research, czyli zbieranie materiałów nigdy nie zaszkodzi. Czasem burza mózgów może zdziałać cuda i nie ma się co wstydzić prosić o pomoc. Te trzy elementy – pisanie, poprawianie i pytanie o radę dają solidną podstawę. Bez niej wszystko będzie chwiejne, a nasze umiejętności pisarskie będą się rozwijać naprawdę wolno.
Książkę możecie kupić TUTAJ
Odwiedź mnie na: