Night of the Animated Dead (2021)
Na oddalonym o przeszło 200 mil cmentarzu, spoczywa matka rodzeństwa Barbary i Johnnego, którzy postanawiają odwiedzić jej grób. Na terenie cmentarza, poza rodzeństwem, znajduje się dziwny mężczyzna, który okazuje się agresywny i atakuje Barbarę. W obronie siostry staje Johnny, który na skutek konfrontacji traci życie. Przerażona tym zdarzeniem kobieta ucieka jak najdalej od napastnika. Po drodze trafia na opuszczony dom, w którym zamierza się schować. W tym czasie, do tego samego budynku, dociera Ben, który również szuka schronienia przed dziwnie zachowującymi się ludźmi. Okazuje się, że sytuacja jest bardziej niebezpieczna, niżby się z początku wydawała. Teraz Ben, Barbara i piątka ocalałych, skrywających się do tej pory w piwnicy, będą musieli stawić czoła atakującym budynek hordom żywych trupów, by przetrwać nadciągającą noc.
Bazująca na klasycznym filmie Noc żywych trupów, animacja Night of the Animated Dead, w reżyserii Jasona Axinna, z roku 2021, to nic innego, jak przeniesienie całości produkcji Romero na ekran w postaci komputerowej animacji. Fabularnie żaden element nie został zmieniony, a jedyna różnica polega na większej brutalności oraz dodaniu kilku elementów, które stanowiły niewykorzystane w pierwowzorze pomysły samego George’a A. Romero. Jak wypadł pomysł na stworzenie tego typu produkcji? Dość średnio.
Filmy animowane nie są domeną tematyki zombie, chyba że mówimy o produkcjach dla młodszego widza, pokroju Scooby Doo. Na Wyspie Zombie. Tych dla osób starszych powstało znacznie mniej, jednak kilka na pewno się znajdzie. Kiedy pierwszy raz usłyszałem o pomyśle przeniesienia wizji Romero do animacji, miałem mieszane uczucia. Wielokrotne próby odświeżenia pomysłu Romero raz wyszły lepiej (Noc żywych trupów z roku 1990), a raz gorzej (Noc żywych trupów 3D z 2006 roku). Tym razem, pomimo chęci, nie wyszło nic specjalnego, co prawdopodobnie szybko zniknie w gąszczu innych, bardziej innowacyjnych pomysłów.
Element wizualny we wszelkich animacjach to kluczowa sprawa, a ten nie wypada tutaj zbyt dobrze. Animacje są dość topornie i wyglądają jak stworzone wiele lat temu. Rozumiem, że jest to pewien styl twórcy, ale mimo wszystko mogło wyjść znacznie płynniej, a dzięki temu po prostu lepiej. Na plus zasługuje natomiast widoczna brutalność, krew i efektowne sceny unicestwiania zombie czy śmierci bohaterów.
Sama historia została przeniesiona w proporcji 1:1, a co za tym idzie, nie natkniemy się tutaj na nic, co mogłoby nas w jakikolwiek sposób zaskoczyć. Największą innowację stanowi scena ukazująca losy Bena, nim ten dostał się do głównej lokacji filmu. Jest ona jednak krótka i tak naprawdę nie wnosi nic. Drugą dodaną sceną, jest scena końcowa, ale jeżeli ktoś nie oglądał oryginału, nie chciałbym tutaj zaspoilerować zakończenia. Dodam, jedynie, że Tom Savini w nakręconym remake’u z 1990 roku, także posłużył się tym pomysłem.
Ciężko ocenić pozostałe elementy, bo historia to kopia oryginału z 1968, a więc coś, co większość z nas już zna. Zachowanie bohaterów także nie uległo zmianie ani ich charaktery. Głosy podłożone postaciom są zrobione dobrze i pod tym względem nie ma się do czego przyczepić.
Podsumowując, gdyby produkcja miała lepszą animację, całość wypadłaby naprawdę dobrze. Bez tego mamy po prostu kolejne powielenie tematu, w nieco innej odsłonie, ale bez praktycznie żadnych zmian. Podobną do Night of the Animated Dead innowacją, względem oryginału, stanowi obraz przedstawiony w kolorze – niby coś, ale jednak nic specjalnego.
Moja ocena: 5/10