Resident Evil: Wieczny mrok (Sezon 1)
Po incydencie w Białym Domu, związanego z atakiem hakerskim, zostaje powołana grupa czterech agentów, w skład których wchodzi Leon S. Kennedy, do rozwikłania sprawy. Szybko okazuje się, że sytuacja jest bardziej skomplikowana i niebezpieczna, kiedy w budynku zaczynają grasować zombie. Za wszystko zostają obwinione Chiny, które stają się celem numer jeden agentów. W tym czasie nadzorująca budowę ośrodka opieki społecznej w Penamstanie, Claire Redfield, bada rysunek jednego z tutejszych dzieci, który ukazuje konfrontacje mieszkańców z żywymi trupami, co doprowadza kobietę do odkrycia przerażającej prawdy.
Stworzony dla platformy Netflix, animowany serial Resident Evil: Wieczny mrok, ukazuje kolejny spisek, w którym dochodzi do użycia broni biologicznej, co niesie ze sobą tragiczne konsekwencje. Znani z gry Resident Evil 2 bohaterowie: Leon S. Kennedy oraz Claire Redfield, ponownie stają ramię w ramię, by położyć kres korupcji i nieumarłym kreaturom. Czy stworzenie tego typu serialu okazało się dobrym pomysłem? Raczej tak.
Jak tylko dowiedziałem się o nowym serialu z serii „Resident Evil”, bardzo się ucieszyłem i szybko zacząłem odliczać dni do premiery. Uwielbiam to uniwersum, a myśl o tym, że pojawią się w nim Leon oraz Claire, jeszcze bardziej zwiększyła moje zainteresowanie. Niestety pierwszy sezon okazał się bardzo krótki, ponieważ liczy on zaledwie 4 odcinki, a te trwają średnio po 26 minut. Choć widowisko uważam za ciekawe i dobrze zrealizowane, to ostatecznie widowisko okazało się nieco… mdłe.
Akcja serialu rozgrywa się pomiędzy wydarzeniami z gier Resident Evil 4, a Resident Evil 5, w roku 2006. Poza dwójką głównych bohaterów żadna inna postać, występująca w serialu, nie pojawiła się wcześniej w żadnej odsłonie gry. Sam zamysł jest dość prosty, a fabuła została pokierowana w typowy dla tej serii sposób: pojawia się kryzys, w trakcie jego rozwiązywania dochodzi do wielu zwrotów akcji, które sugerują inne, niż początkowe założenia. Następnie dochodzi do ujawnienia spisku kogoś z najbliższego otoczenia, a to doprowadza do walki ze zmutowanym monstrum, by ostatecznie wyszło z tego szczęśliwe zakończenie z drobną sugestią, że to nie koniec kłopotów.
Wizualnie całość prezentuje bardzo wysoki poziom, a animacja w wielu momentach wygląda niczym prawdziwa, aktorska produkcja. Wszystko jest płynne i naprawdę dopracowane w najmniejszych detalach. Jest trochę, typowych dla serii, krwawszych momentów, ale nie ma ich zbyt wiele. Modele postaci oraz zombie robią wrażenie i pod tym względem naprawdę nie mam się do czego przyczepić.
Historia nie wprowadza wiele innowacji na tle całego uniwersum, tylko ukazuje kolejną przygodę bohaterów, w której muszą zmierzyć się ze spiskiem i skutkami działania broni biologicznej. Z racji tak krótkiego seansu, nie ma tutaj zbyt wiele czasu na napięcie, związane z tajemnicą i poznawanie jej elementów. Wszystko rozwiązuje się bardzo szybko i przez to traci nieco na klimacie. Trochę szkoda, bo historia, mimo iż nieco wtórna, miała potencjał.
Podsumowując, serial Resident Evil: Wieczny mrok, oferuje przyjemnie spędzony czas, jednak nie wzbudza zbyt wielu emocji. Wszystko dzieje się zbyt szybko, przez co trudno wczuć się w przedstawioną historię. Na pewno całość zyskałaby, gdyby serial liczyłby więcej odcinków, a sama historia została bardziej rozbudowana. Mimo wszystko, fajnie było ponownie zobaczyć w akcji Leona S. Kennediego i Claire Redfield, choć tej drugiej było zdecydowanie za mało.
Moja ocena: 6/10