The House of the Dead
W jednym z budynków należących do korporacji DBR, zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Cały personle znika, a tajemnicze badania Roya Curiena zmuszają Thomasa Rogana i agenta „G” do wkroczenia do akcji. Na miejscu okazuje się, że większa część znajdujących się tam ludzi to zombie, które zrobią wszystko, by pożywić się dwójką bohaterów. Droga do laboratorium będzie trudna i usiana wieloma niebezpieczeństwami, nie tylko ze strony żywych trupów.
Gra autorstwa Atsushi Seimiya, wyprodukowana przez SEGA, to klasyczny rail shooter, który wydany w roku 1995 był bardzo popularny na konsolach i automatach. Duża dawka przemocy, odpadających kończyn i rozlewu krwi w grze, swego czasu biła rekordy wśród graczy. Czy tytuł można zaliczyć do udanych i dobrze wspominanych? Jak najbardziej!
Fabuła skupia się w okół agenta Thomasa Rogana, w którego się wcielamy, oraz jego partnera, w którego może wcielić się drugi gracz, czyli w Agenta „G”. Początkowo, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co dzieje się w laboratorium Curiena, partnerzy przyjeżdżają na teren korporacji DBR, na którym spotykają tłumy krwiożerczych zombie i przeróżnych mutantów, z którymi przyjdzie im się zmierzyć. Mając do dyspozycji krótką broń palną, bohaterowie przedzierają się przez kolejne pomieszczenia domu i laboratorium w poszukiwaniu odpowiedzi na to, nad czym prowadzi badania Curien.
Mający już lekko ponad 20 lat tytuł, wciąż tkwi w pamięci graczy, którzy wspominają go z jak najlepszej strony. Pełna emocji rozgrywka i walka z wciąż pojawiającymi się wrogami nadal budzi podziw wśród graczy. Seria ma na swoim koncie 4 podstawowe części i wiele spin-offów, które wychodzą do dnia dzisiejszego.
Wiadomo jest, że włączając grę mającą tyle lat na karku, nie można spodziewać się czegoś wystrzałowego. Grafika to zestawienie olbrzymich pikseli w coś, co ledwo przypomina człowieka, a same modele przeciwników pozostawiają wiele do życzenia. Nie to jest jednak najważniejsze. Gdybyśmy cofnęli się te 20 lat, gwarantuję, że ówcześni gracze byli zachwyceni rozwojem gier video. Tak więc tego elementu oceniać nie będę, chociaż nie ukrywam, że miejscami lokacje były naprawdę ładne i co najważniejsze, rzadko się powtarzały.
Jak przystało na rail shootera, mechanika gry opiera się głównie na celowaniu i strzelaniu do pojawiających się przeciwników, bowiem postać przemierza plansze sama, bez większej ingerencji z naszej strony. Ma to swój urok zwłaszcza wtedy, kiedy w ręku dzierżymy plastikowy pistolet i stojąc przed ekranem automatu do gry, mierzymy do wciąż pojawiających się potworów. Wtedy ciężko byłoby to połączyć z poruszaniem się postacią.
Poza przedzieraniem się przez hordy zombie, będziemy mieć również możliwość uratowania nielicznych ocalałych, którzy po udanym ratunku obdarują nas dodatkowym życiem, lub apteczką no i oczywiście bonusowymi punktami. Będziemy mieć również możliwość postrzelania w skrzynki lub inne urny, które skrywać w sobie będą dodatkowe punkty lub inne dodatki. Trybów gry niestety nie ma zbyt wiele. Możemy ją przejść w pojedynkę lub z drugim graczem, wybierając jeden z trzech trybów trudności oraz stawić czoła spotkanym w trybie Arcade bossom, prześcigając się w zdobytych punktach z innymi.
Ciężko obiektywnie ocenić grę, jednak ja uważam, że niewiele jest wad, do których faktycznie można się przyczepić. Jedyna jaka przychodzi mi do głowy, to bardzo krótka rozgrywka, która opiera się na 4 planszach, a łączny czas przejścia nie przekracza 20 minut. Nie jest to jednak coś, co przekreśla tytuł, bowiem uważam, że jest to zdecydowanie fajnie spędzony czas 😉
Podsumowując, prawdziwy klasyk w swoim gatunku, który zrewolucjonizował grę na automatach. Miła, przyjemna i brutalna gra powinna spodobać się każdemu miłośnikowi zombie i nie tylko 😉