Nadszedł czas totalnej apokalipsy! Nie ma tu miejsca na litość i łzy. Przy życiu ostało się niewielu, a ich dalszy byt jest zdany na wiele niespodzianek. Co konkretnie doprowadziło do końca wszystkiego? Scenariuszy jest wiele, jednak cel ten sam – przetrwać za wszelką cenę! Zbierz drużynę, stań do walki z najróżniejszymi zagrożeniami i pod żadnym pozorem nie daj się zabić!
Kooperacyjna gra planszowa „Czas Apokalipsy” przeznaczona dla 1–4 graczy, to istna dawka survivalu, akcji i strategii w jednym. Niezależnie od czyhającego zagrożenia musisz planować każdy krok i liczyć na swoją drużynę. Świat przestał być taki, jakim go pamiętamy, a każdy następny ruch może być ostatnim. Czy stworzenie tak działającej gry planszowej jest dobrym rozwiązaniem? Jak najbardziej!
Nim przejdę do recenzji, muszę nadmienić, że w tekście oceniam angielską wersję gry. Polska wersja różni się od niżej opisanej kilkoma elementami, lecz jeszcze nie ujrzała ona światła dziennego. Dla zainteresowanych: kampania na wydanie polskiej wersji trwa i możecie ją wesprzeć tutaj. A teraz słów kilka o samej grze.
Większość postapokaliptycznych tytułów skupia się na konkretnym scenariuszu końca świata. Tym razem to my możemy wybrać sobie zagrożenie, z którym staniemy do walki, a tych jest cztery. Możemy stoczyć bój z mutantami, robotami, obcymi no i – oczywiście – naszymi ukochanymi zombie. Każda talia wroga ma swoje charakterystyczne cechy, więc żadna walka nigdy nie będzie wyglądać tak samo. Moim zdaniem proste, lecz genialne, rozwiązanie.
Rozgrywka podzielona jest na konkretne misje, a tych mamy do dyspozycji 13. Jak nietrudno się domyślić, każda następna jest trudniejsza i polega na czym innym. Jedne skupiają się na kolekcjonowaniu konkretnych surowców, inne na transporcie naukowca w konkretne lokacje, a jeszcze inne na eliminowaniu przeciwników. Niektóre misje sugerują odgórnie wrogów, z którymi musimy walczyć, ale w większości to nasz wybór.
W grze możemy wcielić się w jedną z 6 klas ocalałych, a te dzielą się na płeć męską i żeńską. Każdy ocalały ma swoją własną umiejętność specjalną oraz talię, w której znajdują się unikatowe dla ocalałego przedmioty i karty akcji. Tura dzieli się na konkretne czynności, które składają się na: losowanie lokacji pojawienia się potwora, wykonaniu akcji gracza (których mamy 4), zwiększaniu poziomu głodu oraz przyjęciu obrażeń od wrogów. W akcji gracza możemy się poruszać, walczyć, przeszukiwać lokacje, zagrywać karty, ciągnąć nowe itd. Wspomniany wcześniej głód stanowi niezwykle uciążliwy efekt, który jest równie niebezpieczny co atakujący nas wrogowie!
Doskonałym rozwiązaniem, jak dla mnie, jest możliwość budowania własnej planszy z poszczególnych kafelków. Każda misja wymaga innych elementów, a te ukazują różne miejsca z odmiennymi efektami. Jedne aktywują się po odsłonięciu lokacji, inne po wejściu na nią (już odwróconą), a inne po opuszczeniu jej. Jedne są nam przychylne, inne wręcz odwrotnie. Początkowo wszystkie kafelki są odwrócone, więc nigdy nie wiemy, co nas czeka.
Podczas ogrywania tytułu nie spotkałem się z niczym negatywnym. Instrukcja jest dobrze napisana i rozwiązuje wszelkie problemy w trakcie rozgrywki. Jedynym minusem jest pudełko, które ledwo mieści elementy gry. Na szczęście polska wersja ma mieć większe opakowanie, co znacznie ułatwi nam rozpakowywanie gry oraz jest składanie.
Podsumowując, gra jest ciekawa, wciągająca i daje mnóstwo zabawy. Choć samych misji jest „jedynie” 13, warto pamiętać o tym, że każda może być rozegrana na wiele różnych sposobów. Zaczynając od losowych lokacji i możliwości własnego ułożenia planszy, kończąc na wrogach i postaciach, w które się wcielamy. Zdecydowanie tytuł wart uwagi nie tylko postapokaliptycznych maniaków, ale także każdego innego gracza, niezależnie od poziomu doświadczenia w grach planszowych.
Moja ocena: 7/10
Trailer:
Sprawdź także: